Jako, że w lutym blog będzie świętował swoje pół roku, chciałabym podziękować moim czytelnikom, komentatorom i obserwatorom. Gdyby nie Wasza obecność, dawno odechciałoby mi się wkładu jakiejkolwiek pracy. Żałuję, że nie mam więcej czasu na pisanie, ale staram się dawać z siebie jak najwięcej.
Tymczasem proponuję więc małe rozdanie.
Nagrody jakie są każdy widzi.
Regulamin i zasady udziału:
1. Sponsorem nagród jestem w całości ja, a są to :
a) odlewka 250ml maski LaStrada
b) odlewka 250ml maski Sleek Repair
c) odlewka 250ml balsamu aloesowego Scandic
d) odżywka do włosów i skóry głowy Jantar
e) maseczki Ziaja: nawilżająca oraz regenerująca
2. Rozdanie trwa od 01.02.2012 do 08.03.2012, czyli do Dnia Kobiet, do godziny 23.59
3. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu 7 dni od zakończenia rozdania.
4. W rozdaniu mogą wziąć udział tylko osoby pełnoletnie lub posiadające zgodę rodzica/opiekuna prawnego.
5. Aby wziąć udział, należy być publicznym obserwatorem bloga i zostawić pod tym postem komentarz ze zgłoszeniem wg podanego wzoru.
6. Można zdobyć dodatkowe losy(+1) poprzez
a) zamieszczenie na blogu notatki do posta/posta
b) dodanie bloga do blogrolla
c) zamieszczenie na blogu banneru z linkiem do rozdania
7. Rozdanie odbędzie się, jeśli zgłosi się co najmniej 25 osób, które spełnią wszystkie warunki udziału.
8. Jeśli zwycięzca nie skontaktuje się ze mną w ciągu 3 dni od ogłoszenia wyniku, nagroda zastanie rozlosowana ponownie.
9. Wzór zgłoszenia:
Obserewuję jako:
E-mail:
Notatka: tak/nie +link
Banner: tak/nie +link
Blogroll: tak/nie+link
10. Żeby wziąć udział nie trzeba posiadać bloga, nie będą natomiast brane pod uwagę blogi stworzone tylko w celu brania udziału w rozdaniach/candy.
11. Nagrody wysyłam w ciągu tygodnia od otrzymania adresu, tylko na terenie Polski.
12. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych(Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz.27 z późn. zm.)
Jeśli jesteście chętne zgłaszajcie się śmiało, czekam:)
W razie braku jakiejkolwiek informacji odzywajcie się:)
:*
Milka
czwartek, 31 stycznia 2013
niedziela, 27 stycznia 2013
Kosmetyczka wyjazdowa, czyli powrót z urlopu.
Ten post planowałam wstawić jeszcze przed wyjazdem, doszłam jednak do wniosku, że będzie bardziej przydatny, jeśli opiszę jak produkty się sprawdziły.
Podsumowując czas ferii mogę powiedzieć tylko, że buzia przetrwała, choć z lekkim przesuszem, doprowadzenie do porządku włosów zajęło mi więcej czasu.
Tymczasem wracam do was, choć z kiepską częstotliwością. Studniówka jasno pokazała, że najwyższy czas ostro wziąć się do roboty.
Starałam się ograniczyć do minimum, toteż mnóstwo tu próbek.
Zaznaczam że wyjazd trwał tydzień.
Jeśli chodzi o twarz pojechały ze mną:
Krem zimowy Flos-lek z filtrem 50, teoretycznie ochronny, odwrócił się do was pupą... Niestety sprawdził się bardzo słabo. Jest okrutnie gęsty, ciężki, i niestety nie zapewnił odpowiedniego nawilżenia. Wyglądałam jak w czasie wylinki...
Krem znacznie lepszy, czyli Oeparol, sinie nawilżający. Bardzo się polubiliśmy i na pewno pojawi się tu jego szersza recenzja.
Pojechało oczywiście mydełko Allep, opinia tu i żel do twarzy prosto z Biedronki.
Włosy musiały zadowolić się minimum w postaci:
Odżywki Mrs. Potters do mycia, wersja z lotosem i kolagenem, faktycznie dodaje objętości, ale za słabo nawilża, słabsza od siostry z aloesem.
Olejku rycynowego, który pomógł mi w walce z podkaskowym puchem, ładnie wygładzał i nabłyszczał.
Lotionu Babuszki Agafji, wersja wzmacniająca, bez szału(uciekł ze zdjęcia, nie wiem gdzie był).
Kremu Johnsons Baby, jako zabezpieczenie końcówek, bez rewelacji.
Tutaj jedno zaskoczenie. Któregoś dnia nie mogłam już patrzeć na suchość włosów i potraktowałam je kremem Oeparol... REWELACJA! Ładnie nawilżył, efekt się utrzymał. Nie będę go stosować do włosów, ale sprawdził się bardzo dobrze.
Poza tym różne drobiazgi, w tym moja ulubiona pasta BlanxMed, czy rozgrzewacz na zimowe wiczory OS pomarańcza i lukrecja.
No i "perfumy" z Biedronki, o zaskakująco dobrej jakości, bardzo trwały zapach, świetnie imituje zielone jabłuszko DKNY.
Znienawidzony Adidas, kiepskawy krem do rąk i Cp, zaczęłam kurację na wyjeździe.
Pozdrawiam was ciepło, wracam do codzienności wypoczęta i dziekuję, że tu zaglądałyście:)
:*
Milka
Podsumowując czas ferii mogę powiedzieć tylko, że buzia przetrwała, choć z lekkim przesuszem, doprowadzenie do porządku włosów zajęło mi więcej czasu.
Tymczasem wracam do was, choć z kiepską częstotliwością. Studniówka jasno pokazała, że najwyższy czas ostro wziąć się do roboty.
Starałam się ograniczyć do minimum, toteż mnóstwo tu próbek.
Zaznaczam że wyjazd trwał tydzień.
Jeśli chodzi o twarz pojechały ze mną:
Krem zimowy Flos-lek z filtrem 50, teoretycznie ochronny, odwrócił się do was pupą... Niestety sprawdził się bardzo słabo. Jest okrutnie gęsty, ciężki, i niestety nie zapewnił odpowiedniego nawilżenia. Wyglądałam jak w czasie wylinki...
Krem znacznie lepszy, czyli Oeparol, sinie nawilżający. Bardzo się polubiliśmy i na pewno pojawi się tu jego szersza recenzja.
Pojechało oczywiście mydełko Allep, opinia tu i żel do twarzy prosto z Biedronki.
Włosy musiały zadowolić się minimum w postaci:
Odżywki Mrs. Potters do mycia, wersja z lotosem i kolagenem, faktycznie dodaje objętości, ale za słabo nawilża, słabsza od siostry z aloesem.
Olejku rycynowego, który pomógł mi w walce z podkaskowym puchem, ładnie wygładzał i nabłyszczał.
Lotionu Babuszki Agafji, wersja wzmacniająca, bez szału(uciekł ze zdjęcia, nie wiem gdzie był).
Kremu Johnsons Baby, jako zabezpieczenie końcówek, bez rewelacji.
Tutaj jedno zaskoczenie. Któregoś dnia nie mogłam już patrzeć na suchość włosów i potraktowałam je kremem Oeparol... REWELACJA! Ładnie nawilżył, efekt się utrzymał. Nie będę go stosować do włosów, ale sprawdził się bardzo dobrze.
Poza tym różne drobiazgi, w tym moja ulubiona pasta BlanxMed, czy rozgrzewacz na zimowe wiczory OS pomarańcza i lukrecja.
No i "perfumy" z Biedronki, o zaskakująco dobrej jakości, bardzo trwały zapach, świetnie imituje zielone jabłuszko DKNY.
Znienawidzony Adidas, kiepskawy krem do rąk i Cp, zaczęłam kurację na wyjeździe.
Pozdrawiam was ciepło, wracam do codzienności wypoczęta i dziekuję, że tu zaglądałyście:)
:*
Milka
wtorek, 8 stycznia 2013
Miesiąc z Aleppo, wrażenia
Mydełko dotarło do mnie ponad miesiąc temu, zakupiłam je w Dniu Darmowej Dostawy, miało zastąpić nieudane OCM. Czy się sprawdziło?
Aleppo 40% |
Mydełko było zapakowane w papierek i owinięte folią, po której zdjęciu zapach, a raczej smrodek rozszedł się wszędzie. Na szczęście zelżał, bo przez pierwsze dni nie używałam go przed wyjściem, bałam się że mnie czuć:)
Z zewnątrz bura skorupka, w środku ciemnozielone serduszko, które z czasem blednie.
Mydełko nie pieni się klasycznie, tworzy raczej taką lekko ciągnącą, kremową pianę, która jest na twarzy niewidoczna. Jest baardzo wydajne, po miesiącu jedynie kanty uległy złagodzeniu.
Raczej nie powinniśmy trzymać go w wilgoci, mydelniczka powinna mieć dziurki, inaczej zamienia się w szarą breję...
Uwaga, mydło strasznie szczypie w oczy. Podczas miesiąca stosowania dwa razy miałam okazję to poczuć, nigdy nic tak mnie nie piekło.
Na zdjęciu mydełko jest nowiutkie, świeżo po przecięciu ogrzewanym w ogniu nożem, toteż lekko pobrudzone:)
Najważniejsze czyli działanie: Mydełko oczyszcza bardzo dokładnie, skóra wręcz skrzypi pod palcami. Nie miałam wysypu, ale lekko przesuszało mi buzię. Z tego powodu używam go tylko wieczorem. Zauważyłam znaczną poprawę jeśli chodzi o liczbę zaskórników. Nie pojawiają się czerwone krostki, poza tymi związanymi z okresem. Wszystko goi się bardzo szybko i co najważniejsze nie zostawia śladów, zniknęły wszystkie zaczerwienienia, strupki i przebarwienia, cera się rozjaśniła, nabrała blasku.
Podsumowując, uważam że watro zainwestować w Aleppo, choć nieco droższe od zwykłych myjadeł. Sprawdza się znakomicie. Jest niesamowicie wydajne, dlatego warto kupić je na pół. Ja pewnie do niego wrócę, choć (jeśli) mi się skończy sięgnę po inne mydełka, np. Savon Noir.
Znacie i kochacie, czy macie innych ulubieńców?
:*
Milka
piątek, 4 stycznia 2013
Denko grudniowe.
Tym razem z denka jestem mało zadowolona z bardzo prozaicznej przyczyny. Zostało mi mnóstwo resztek, tzn. produktów, które starczą na zaledwie kilka uzyć, ale nie skończyły się w grudniu. Pojawią się zapewne w denku stycznia.
Oto i one:
1. Maska Latte, podobna składem do Kallosa. Opinii o niej są setki, nie będę powielać. Ni mnie ziębi, ni grzeje, nawilża, ale nietrwale, raczej nie wygładza, trochę obciąża. Zapach na "pierwsze wąchnięcie" cudowny, potem skręca w kierunku chemii. Mam litr LaStrady o nieco lepszym składzie.
2. Fruit Cocktail Oriflame, czyli bubel do kwadratu. Nawet nie rozcięłam opakowania. Nie nawilża, nie wygładza, pachnie bardziej chemicznie niż owocowo, a na dodatek jest okropnie rzadki.
3. Jantar, i znowu ni mnie ziębi ni grzeje. To drugie opakowanie, recenzja się pojawi.
4. Joanna Naturia, wersja miodowa, odżywka b/s o milutkim zapachu. wspominałam o niej wiele razy, całkiem niezła, będę testować siostry i zrobię porównanie:)
5. Olejek rycynowy, czyli coś co mam zawsze. Używam go do miliona rzeczy i jeszcze o nim napiszę. Zawsze w mojej kosmetyczce.
6. Bebe, klasyczna pomadka. Bez rewelacji, piękny zapach, nienajgorsze działanie, konsystencja do niczego.
7. Odżywka diamentowa, mocno utwardza paznokieć, niestety nie pomaga rozdwajającym się. Aktualnie mam jej siostrę bliźniaczkę, czyli wersję 8w1.
8. Mieszanka OCM, pierwsza i ostatnia. Wyjaśnienie w osobnym poście.
9. Ampułki wzmacniające Marion, czyli coś z czym nie bardzo wiedziałam co zrobić. Na włosach nie zadziała, na skalp słabo się nadaje. Zużyłam przed myciem, ale nie zauważyłam spektakularnych efektów.
10,11,12. Maseczki Ziaja. Bardzo je lubię, działają podobnie, choć różowa jest najłagodniejsza. Te z glinkami starczaja mi na dwa użycia, różana(która prawie nie pachnie różami) na trzy, czasem zastępuje mi krem.
Zielony-jeszcze tu wróci
Żółty-ani tak ani nie
Czerwony- tego już nie chcę u siebie widzieć
Jak widać nie ma tego wiele, szczególnie w stosunku do ogromnych zakupów.
Ale zawsze choć ciut do przodu w minimalizowaniu kolekcji.
Znacie, lubicie? A może możecie polecić zamienniki dla bubli?
Oto i one:
1. Maska Latte, podobna składem do Kallosa. Opinii o niej są setki, nie będę powielać. Ni mnie ziębi, ni grzeje, nawilża, ale nietrwale, raczej nie wygładza, trochę obciąża. Zapach na "pierwsze wąchnięcie" cudowny, potem skręca w kierunku chemii. Mam litr LaStrady o nieco lepszym składzie.
2. Fruit Cocktail Oriflame, czyli bubel do kwadratu. Nawet nie rozcięłam opakowania. Nie nawilża, nie wygładza, pachnie bardziej chemicznie niż owocowo, a na dodatek jest okropnie rzadki.
3. Jantar, i znowu ni mnie ziębi ni grzeje. To drugie opakowanie, recenzja się pojawi.
4. Joanna Naturia, wersja miodowa, odżywka b/s o milutkim zapachu. wspominałam o niej wiele razy, całkiem niezła, będę testować siostry i zrobię porównanie:)
5. Olejek rycynowy, czyli coś co mam zawsze. Używam go do miliona rzeczy i jeszcze o nim napiszę. Zawsze w mojej kosmetyczce.
6. Bebe, klasyczna pomadka. Bez rewelacji, piękny zapach, nienajgorsze działanie, konsystencja do niczego.
7. Odżywka diamentowa, mocno utwardza paznokieć, niestety nie pomaga rozdwajającym się. Aktualnie mam jej siostrę bliźniaczkę, czyli wersję 8w1.
8. Mieszanka OCM, pierwsza i ostatnia. Wyjaśnienie w osobnym poście.
9. Ampułki wzmacniające Marion, czyli coś z czym nie bardzo wiedziałam co zrobić. Na włosach nie zadziała, na skalp słabo się nadaje. Zużyłam przed myciem, ale nie zauważyłam spektakularnych efektów.
10,11,12. Maseczki Ziaja. Bardzo je lubię, działają podobnie, choć różowa jest najłagodniejsza. Te z glinkami starczaja mi na dwa użycia, różana(która prawie nie pachnie różami) na trzy, czasem zastępuje mi krem.
Zielony-jeszcze tu wróci
Żółty-ani tak ani nie
Czerwony- tego już nie chcę u siebie widzieć
Jak widać nie ma tego wiele, szczególnie w stosunku do ogromnych zakupów.
Ale zawsze choć ciut do przodu w minimalizowaniu kolekcji.
Znacie, lubicie? A może możecie polecić zamienniki dla bubli?
środa, 2 stycznia 2013
Ciach!
Stało się. Poszłam do fryzjera. I choć byłam u tego samego tym razem cięła mnie inna pani. Dawno nikt tak nie szarpał mi włosów przy czesaniu. Myslałam, że ściągnie mnie z krzesła :/
Fryzjerka wzięła moje włosy w rękę, pokazała 3-4cm, potwierdziłam i zaczęła ciąć...
Omal nie uciekłam kiedy zobaczyłam prawie 10cm włosy na podłodze.
Z całości poszło ok7 cm, natomiast prosiłam o cięcie w U, więc z brzegów ponad 10.
Miało być 3 i 5.
Zapuszczanie od września poszło sobie w las.
Z drugiej strony cieszę się, bo obcięta jest już prawie cała farbowana warstwa, zostały 3cm, które są lekko przesuszone, ale zdrowe.
Najbliższe cięcie za pół roku, a co:)
Chyba że będą prosiły o poprawkę.
Fryzjerka wzięła moje włosy w rękę, pokazała 3-4cm, potwierdziłam i zaczęła ciąć...
Omal nie uciekłam kiedy zobaczyłam prawie 10cm włosy na podłodze.
Z całości poszło ok7 cm, natomiast prosiłam o cięcie w U, więc z brzegów ponad 10.
Miało być 3 i 5.
Zapuszczanie od września poszło sobie w las.
Z drugiej strony cieszę się, bo obcięta jest już prawie cała farbowana warstwa, zostały 3cm, które są lekko przesuszone, ale zdrowe.
Najbliższe cięcie za pół roku, a co:)
Chyba że będą prosiły o poprawkę.
Lekko odgniecione od warkocza, dwudniowe.
Mimo wszystko smutno mi...