Od tamtej pory księgarnie są dosłownie zalewane kolorowankami w najróżniejszych stylach, motywy roślinne, zwierzęce, najróżniejsze wzory, mandale, abstrakcja. Właściwie każdy znajdzie coś dla siebie, książki są potężne, w każdej jest 50-100 wzorów o zróżnicowanym stopniu trudności, niektóre tak drobne, że niemal wymagają lupy, żeby się do nich zabrać.
Czy ta moda ma sens?
Zaczęłam kolorować w okolicy sierpnia, przed poprawkami. Wciągnęło mnie to do tego stopnia, że zdarzało mi się chodzić spać niemal rano, byle tylko dokończyć obrazek. Z rysowaniem radzę sobie znośnie, ale zajmuje mi to bardzo dużo czasu, kolorowanie wymaga ode mnie skupienia na kolorze, a nie na idealnie postawionej kresce, przez co jest dużo łatwiejsze. Szybko wciągnęły się w to też moje siostry, a parę stworków pomazał nawet mój tata^^
Nie będę Was oszukiwać, kolorowanki nie są nowością w moim życiu, zanim pojawiły się te bardziej skomplikowane, sięgałam też po te najzwyklejsze, księżniczki, zwierzaczki i inne wzorki przeznaczone oficjalnie dla pięciolatków :)
Powiedziałabym, że to tanie hobby. Kolorowanki można kupić już za kilkanaście złotych w internecie, nie polecam wizyty w Empiku, bo nawet licząc wysyłkę bardzo się to nie kalkuluje. Warto wziąć je w rękę i "obmacać" przed zakupem, bo czasem zapewnienia wydawcy nijak mają się do rzeczywistości.
Oprócz tego potrzeba Wam tylko kredek/mazaków/cienkopisów/czegokolwiek, czym lubicie pracować.
Ale.
No właśnie. To wciąga. Bardzo. Kolekcja kredek u mnie nie wzrosła dramatycznie tylko dlatego, że mój pedantyzm mnie przed tym powstrzymuje. Nie otworzę nowego pudełka, póki nie zacznie mi czegoś brakować w starym, jednak nie da się ukryć - moje kredki mają lata, ale są sporo warte, Na chwilę obecną wszystko, czego używam do kolorowania jest warte jakieś 200-250 złotych, a mam w zasadzie dużą paczkę porządnych kredek, pastele i karton mazaków. I parę bardziej "pro" akcesoriów, które posiadam z potrzeby mojego ego ;)
Kolorowanek mam około 10, ale części się pozbędę, bo nie dam rady ich skończyć, a niektóre wzory zupełnie mnie nie ciągną.
Warto. Sama zaczynałam od tego, co miałam już w domu, dopiero później sięgnęłam po polecany przez innych sprzęt i moje kolorowanki zaczęły się mnożyć. Przy okazji na nowo okryłam w sobie zamiłowanie do robótek ręcznych i już mnie ciągnie do powrotu do szydełka ;)
To nie wymaga dużo pieniędzy, a za to wymaga skupienia. Wystarczy usiąść przy stole z kolorowanką i opakowaniem kredek, powolne pokonywanie kolejnych fragmentów pozwala zapomnieć o całym świece. Pod jednym wszakże warunkiem - musicie lubić dłubaninę. Niektórych to irytuje, dlatego nie jest to zabawa dla każdego. Ja w chwilach stresu lubię posprzątać mieszkanie, kocham pisać ręcznie, szczerze mnie to relaksuje i pewnie dlatego nie drażnią mnie małe wzorki skaczące w oczach.
Jeśli choć trochę Was to ciągnie - internet jest pełen wzorów, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę lub zajrzeć na pintrest :) Wydrukujcie parę sztuk, podkradnijcie kredki dziecku i do boju^^ A nuż Was też wciągnie?
Miłego weekendu
Milka