Dawno temu na spotkaniu blogerek otrzymałam zestaw produktów do usuwania owłosienia i zużywałam go prawie rok, z jednego zasadniczego powodu-przez 90% czasu stosuję depilację w formie wosku lub depilatora i tego typu produkty nie są mi potrzebne. Koniec końców udało mi się je zużyć i dzisiaj przychodzę do Was z moją bardzo subiektywną opinią na ich temat.
Krem do depilacji nóg
Pamiętam, że na początku mojej przygody z depilacją sięgnęłam właśnie po ten krem marki Joanna. Zapamiętałam, że niesamowicie śmierdział i tego obawiałam się najbardziej. Na całe szczęście moje obawy nie sprawdziły się, bo zapach, chociaż nie powala, nie jest też tragiczny i nie utrzymuje się na skórze.
Krem owszem, usuwa włoski, trzeba go jednak nałożyć dość grubą warstwą, na dodatek na dobrych kilka minut- w tym czasie można umazać nim pół łazienki. Przez to, jak duża ilość potrzebna jest, by wykonać zabieg skutecznie, produkt jest niewydajny. Opakowanie starcza na jedną pełną depilację,a przy oszczędnym użytkowaniu na dwie depilacje samych łydek. Uważam, że jest to baaardzo nieekonomiczne rozwiązanie- jednorazowe opakowanie kosztuje nas 7-10zł, a efekt utrzymuje się ledwie przez kilka dni, odrobinę dłużej niż po użyciu maszynki, w zależności od szybkości wzrostu naszych włosków.
Nie mam tutaj zastrzeżeń konkretnie do produktu Joanny, bo wszystkie z nich działają podobnie, po prostu ta metoda depilacji jest bardzo nieekonomiczna i raczej do niej nie wrócę.
Żel do golenia
W przeciwieństwie do kremu, temu produktowi nie można zarzucić niewydajności. Niewielka ilość żelu w kontakcie ze skórą tworzy dużo milutkiej, aksamitnej piany. Maszynka sunie po nogach gładko i bez przeszkód i chociaż skóra po zabiegu jest tępa w dotyku, to nie jest podrażniona.
Przyczepić muszę się do zapewnień producenta, że produkt nadaje się do golenia bikini czy pach. W tych miejscach poślizg żelu jest niewystarczający, mam wrażenie, że skóra jest wręcz bardziej tępa i łatwiej zrobić sobie krzywdę. Zdecydowanie łatwiej szło mi przy użyciu zwykłego mydła.
Za opakowanie zapłacimy około 12zł, a wystarczy nam na wiele zabiegów, w zależności od powierzchni.
Podsumowując, szczerze polecam żel do użytku nanożnego, natomiast niekoniecznie do innych partii ciała.
Balsam po depilacji
Swego czasu bardzo nie lubiłam używać produktów po depilacji. Balsam marki Soraya powodował takie pieczenie, że kończyło się łzami i okładami z lodu. Dlatego do balsamu Joanny podeszłam sceptycznie, szczególnie ze względu na parafinę na pierwszym miejscu w składzie. W produktach do ciała nie przeszkadza mi ona ogromnie, choć wolałabym żeby jej nie było.
Balsam pachnie bardzo łagodnie, przyjemnie, tak kąpielowo, jeśli wiecie co mam na myśli. Ma bardzo gęstą konsystencję i przez to jest też wydajny.
Nie wywołuje żadnego podrażnienia i nie zauważyłam, by potęgował wrastanie włosków. Efekt nawilżenia utrzymuje się na skórze do kolejnego mycia, głównie za sprawą wspomnianej parafiny. Nie mogę mu nic zarzucić, bo choć nie nawilża spektakularnie, to jednak robi swoje i moje nogi po jego użyciu są po prostu ładniejsze, skóra wygląda na gładszą i ładnie błyszczy. Czy wrócę do niego? Pewnie nie, znam kilka lepszych produktów o przyjemniejszym składzie, niemniej jednak ten nie jest zły.
Takowoż posta na dzisiaj zakończyłam, materiału zdjęciowego mam jeszcze na sto lat, więc spodziewajcie się mnie znowu już niedługo.
:*
Milka