Jakiś czas temu coś mi się w główce przestawiło i moja kolekcja urosła do zawrotnej liczby sztuk 4.
Dzisiejszy post to taka niby recenzja porównawcza, bo każdy z tych kosmetyków zdążyłam już poznać.
Zacznę od bronzera, który był moim pierwszym i najmniej udanym zakupem. Zupełnie nieprzemyślany, pod wpływem impulsu - skoro wszyscy tego używają to czemu nie ja??
Matowy bronzer marki Essence, wersja blondes 01 natural
Już na zdjęciu widać, że jest to bronzer o ciepłym kolorycie, wpadający w pomarańczę. Na mojej ledwie lekko brzoskwiniowej skórze wychodzi nieciekawie, na dodatek ciężko się go rozciera i robi plamy. Kiedy jestem opalona, co rzadko się zdarza, i moja skóra ma cieplejszy odcień od biedy mogę go używać, natomiast szału nie ma.
Na minus paskudne opakowanie, duże, nieporęczne ze zdrapującymi się napisami. I dodatek triglicerydów - ostrożnie jeśli macie skłonności do zapychania.
Na plus mogę mu na pewno zaliczyć pojemność, bo za cenę około 15zł, otrzymujemy ogromne 15g, co starczy chyba na całą wieczność. Plusem w moich oczach jest również jego zapach - pachnie obłędnie, jakby czekoladą kokosową. Czasem otwieram go tylko dla powąchania.
Prawdopodobnie wpadnie w ręce mojej siostry, która ma zdecydowanie ciemniejszą karnację.
Ten produkt nie nadaje się do konturowania, a jedynie do tworzenia efektu opalenizny.
Mój najnowszy nabytek, czyli Matowy bronzer Paese 1M
Ten produkt pochodzi z mojego drugiego Paese Boxa, który kupiłam tuż przed upływem końca promocji. Używałam go namiętnie od czasu zakupu i jest to w tym momencie mój ulubieniec.
Bronzer jest całkowicie matowy, w dość chłodnym odcieniu brązu. Nie jest to zupełnie zimny odcień, dlatego poza konturowaniem daje delikatny efekt ocieplenia karnacji. Na pewno nie stworzy efektu solarium, ale też nie będzie wyglądał jak smuga kurzu na policzku.
Ładnie się rozciera, nie tworzy plam, ma całkiem niezłą trwałość. Oczywiście z czasem traci na intensywności, natomiast efekt konturowania jest widoczny nawet po wielu godzinach.
Jeśli chodzi o kwestie bardziej techniczne, to opakowanie jest ładne, dość eleganckie, proste, czarne, z lusterkiem, zamykane na klik. Niestety mocno się brudzi, na opakowaniu pojawiają się smugi, a zatrzask jest dość chybotliwy i boję się o jego trwałość.
Sam produkt dość mocno pyli przy nakładaniu, przez co opakowanie się brudzi, a on sam traci na wydajności. Mimo to, nie uważam go za produkt drogi, ponieważ za cenę 32 złotych otrzymujemy aż 10,5g produktu.
Dla mnie ideał kolorystyczny na lato, do nieco cieplejszych makijaży. Pokuszę się o stwierdzenie, że jeśli kiedyś mi się skończy na pewno do niego wrócę. Występuję w dwóch wersjach kolorystycznych 1 i 2, oraz w dwóch wykończeniach - matowym oraz rozświetlającym. Dla każdego coś miłego:)
Dla chętnych porównanie kolorystyki Essence oraz Paese:
Widać, że Paese jest dużo chłodniejszy prawda??
Bronzer od którego moja przygoda z tym typem produktu zaczęła się na dobre to Kobo Ideal Cover, czyli podkład w kremie w odcieniu 405 Suntanned
To produkt dość osobliwy, do którego używania niezbędny jest dobry, dość zbity pędzel. Ma bardzo, bardzo gęstą i tępą konsystencję. Nakłada się go najlepiej albo bezpośrednio z opakowania przy użyciu pędzla, albo w postaci kilku kropeczek pod linią żuchwy, nakładanych palcami, a następnie roztartych pędzlem. Rozciera się zadziwiająco łatwo, nie smuży i nie robi plam.
Jest niesamowicie wydajny, wystarczy go minimalna ilość, by utrzymał się cały dzień, tak jak przystało na produkt kremowy. W jego kolorze znajdziecie nie tyle pomarańczowe, co czerwone tony, jest to zdecydowanie ciepły kolor, natomiast wygląda naturalnie i absolutnie nie daje efektu taniej solary. Nadaje się do konturowania twarzy.
Za cenę około 20 złotych otrzymujemy 23g produktu, co zapewne starczy mi do śmierci:)
Ostatni z mojej skromnej kolekcji, czyli Flormar P115 Duo Blush Coral&Beige
Jest to połączenie różu i bronzera, choć wyjściowo jest to kolekcja podwójnych róży. Ja ten produkt kupiłam własnie dla bronzera, który jest idealnie zimnym, jaśniutkim odcieniem szarawego brązu. Nic tak łagodnie jak on nie eksponuje policzków, bez nadawania im opalenizny. Idealny do chłodnych makijaży, a przede wszystkim zimą, kiedy wszystko co ciepłe wygląda na mnie śmiesznie.
Za cenę 15zł otrzymujemy po 7 g różu i bronzera w arcypaskudnym opakowaniu, no ale cóż. Płacę za jego wnętrze. Produkt nie pyli, łatwo nabiera się na pędzel, opakowanie pozostaje czyste.
Teoretycznie w różu oraz w bronzerze znajdują się złote drobinki, jednak są one tak drobno zmielone, że niemalże niewidoczne na twarzy. Myślę, że po nałożeniu kilkunastu warstw jest szansa na uzyskanie efektu kuli dyskotekowej.
Tego pana polecam w szczególności wszystkim bladolicym, dla których standardowy bronzer jest zbyt ciemny i mają problem z powstawaniem plam i efektem brudnej lub spalonej słońcem twarzy. Z nim nic takiego Wam nie grozi.
Na tym zdjęciu ładnie widać, jaką kolorystykę mają poszczególne bronzery.
Gdybym miała je uszeregować od najchłodniejszego do najbardziej pomarańczowego wyglądałoby to tak:
Flormar, Paese, Kobo, Essence, z tym że jedynie Essence ma prawdziwie pomarańczowy kolor. Resztę mogę z czystym sumieniem polecić i z żadnego z nich bym nie zrezygnowała.
Swatche wyszły nieco przekłamane, ponieważ bronzer Paese wygląda na bardziej pomarańczowy od bronzera Essence, co jest absolutną nieprawdą. Najlepiej kolory oddaje zdjęcie powyżej.
Od lewej: Flormar, Paese, Essence, Kobo. Kobo jako produkt w kremie swatchuje się najmocniej. |
Mam nadzieję, że ten post okaże się komuś pomocny przy poszukiwaniu bronzera. Essence oddam w dobre, siostrzane ręce, natomiast pozostałe będę kochać i po malutku zużywać.
Życzę Wam miłego popołudnia, dajcie znać czy znacie te produkty i czy Wasze zdanie choć trochę pokrywa się z moim.
:*
Milka
Na ręku najzacniej wygląda Paese:).
OdpowiedzUsuńNa twarzy również zacnie:D
Usuń