poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie pielęgnacji w grudniu, Khadi Indygo.

Mama umalowana, fryzjer w pogotowiu, więc w chwili wolnego odezwę się do Was.

Przede wszystkim życzę Wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku, bawcie się dziś świetnie i zacznijcie go z mnóstwem nowych nadziei, marzeń i radości :)

Tak wyglądały moje włosy w listopadzie:


Tuż pod nim zdjęcie z grudnia:




Kolory bez lampy wyszły przekłamane, jednak chciałam pokazać, że blask to nie tylko zasługa lampy.
Włosy są zdecydowanie ciemniejsze, a to za sprawą sobotniego farbowania mieszanką czerni i indyga Khadi.
Nie myłam jeszcze włosów, nie wypowiem się co do trwałości, natomiast kolor jest niewątpliwie bardziej intensywny, nieco chłodny. Nie jest to czysta czerń, ma brązową poświatę i przebijają spod niej moje czerwonawe tony, jednak robiłam dziś zdjęcia do dowodu i kolor na nich jest zupełnie ciemny, lekko niebieskawy.

Pełna receznja jeszcze się pojawi, na pewno efekt po tej mieszance jest lepszy niż po czystej czerni, za miesiąc użyję samego indygo i będę obserwować efekty.

A jak mają się moje włosy?

Jestem bardzo zadowolona z postępów w pielęgnacji, są błyszczące, gładsze, lepiej nawilżone.
W ciągu ostatnich miesięcy nauczyłam się rozpoznawać co im służy, a co nie.
W ciągu tego miesiąca urosły ok.2,5 cm. Niestety słabo je wspomagałam. W styczniu postaram się bardziej.
Cieszy mnie, że przestały wypadać i objętość kucyka powoli zmierza do swoich 10 cm+ 2cm grzywki.

Te produkty pielęgnowały moje włosy w grudniu:


Część z nich to niewypały, inne czekają na swoją kolej do recenzowania. 
Najbardziej zadowolona jestem z olejku Isana oraz odżywki Mrs Potters.
Najgorsze zdecydowanie były Kuracja Wzmacniąca Marion oraz odżywka Artiste tutaj recenzja
Polubiłam się z olejem kokosowym. 
Stosowanie maski Isana oraz odżywki Ziaja dopiero zaczynam, nie wypowiadam się na ich temat.
Myślałam, że odżywka b/s Joanny będzie moim ulubieńcem tymczasem chyba znalazłam jej lepszego następcę:)
Jantar to wielki znak zapytania, nie wiem co o nim sądzić. To moja druga butelka, jeszcze wypowiem się na jego temat. 
Recenzja Hegronu b/s tu

A teraz zdjęcie motywujące: Tak wyglądały moje włosy na koniec sierpnia:


Dostrzegacie różnicę?

Marzy mi się utrzymanie przyrostu powyżej 2,5cm. W 12 miesiący daje to 30cm. Około 10 muszę w przyszłym roku ściąć. +20 cm to szczyt moich marzeń o długości:)

:* 
Milka



niedziela, 30 grudnia 2012

Jestem bublem, czyli o kosmetyku fatalnym.


Produkt, o którym dzisiaj mowa, spowodował u mnie powrót do przeszłości. Odniosłam wrażenie, że moja pielęgnacja cofnęła się solidne pół roku wstecz.

Mowa tu o odżywce wzmacniającej Artiste: 





Krótko i konkretnie:
+łatwo dostępna i tania
I tu kończą się plusy

Nie znam ani jednej osoby chwalącej sobie ten produkt, mimo to musiałam sprawdzić go na sobie. I mam za swoje:
-wysuszenie
-puch
-szorstkość
-brak połysku
-trudności z rozczesywaniem
-niefajnie pachnie
-wypłukała mi hennę

Za głupotę zapłaciłam zaprzepaszczeniem kilku zabiegów pielęgnacyjnych. O dziwo, już po pierwszym myciu bez jej użycia włosy odzyskały część kondycji. To chyba świadczy o ich poprawiającym się stanie. 


Czy tylko ja się tak wygłupiłam kupując tę odżywkę?

:*
Milka

sobota, 29 grudnia 2012

Zakupowo.

Lekko i przyjemnie:)
Siedzę z mieszanką Khadi na głowie, tym razem w innych proporcjach, toteż podzielę się z Wami zakupami z czwartku.
Na wstępie ogromny plus dla sklepu Allepaznokcie, w którym zamawiałam produkty do włosów, bo pomimo świąt kurier przybył już w czwartek i to wcześnie rano.
Buszowałam w Rossmanie, Naturze i lokalnych drogeriach, zahaczyłam nawet o Biedronkę.


 Na pierwszy ogień Allepaznokcie i zakupy włosowe:


Dominuje Scandic, wspieram swioch:)
Mamy tu maskę bananową, kokosową i mleczną oraz z ceramidami. 
Oprócz tego Sleek Repair oraz balsam aloesowy.

Nie wszystko dla mnie, częścią podzielę się z Wami:)


Pierwszy raz blogger tak zepsuł mi jakość:/
Tutaj reszta zakupów. Moja obsesja czyli pomadki, Golden Rose 121 oraz Ziaja oliwkowa.

Kolejne kilka maseczek, które naprawdę polubiłam, powracający do zbiorów olejek rycynowy i maść z wit.A.

W Naturze zawinęłam paletkę brązów i złota, kredkę i pędzelek do linera.

Rozpoczynam testy Oeparolu, potrzebuję silnego nawilżenia, jak dotąd sprawuje się świetnie:)

Biedronka ugościła mnie zamiennikiem DKNY BeDelicious od Bi-es, oraz rocznym zapasem maszynek. Do wszystkiego uzywam wosku, maszynka to ratunek w sytuacji kryzysowej:)

Poza tym wyposażyłam się w czerwony berecik i cieplutkie ręczawiczki- z zewnątrz wełna, wewnątrz futerko.

Obok inne drobiazgi i gratisy z Allepaznokcie.
Miałyście do czynienia z tymi produktami?

P.S Umyłam dziś włosy Sls i nie użyłam żadnej maski ani odżywki, włosy były suche, ale gładkie i wyglądały na zdrowe:)

:*
Milka

piątek, 28 grudnia 2012

Kosmetyk o tysiącu twarzy-mój hit 2012, ważne pytanie.

Ten post to nie tylko wybór ulubieńca roku, ale też początek cyklu postów "Kosmetyk o tysiącu twarzy". Co pewien czas postaram się wybrać spośród rzeszy kosmetyków taki, który ma najwięcej zastosowań:)

Dziś na tapecie oliwka Hipp, mój ulubieniec. Dlaczego? Zaraz wszystko wyjaśnię.


Opakowanie jest poręczne, ładnie leży w dłoni i dzięki lekkiej chropowatości nie ślizga się. Produkt pachnie bardzo subtelnie, tak dzieciaczkowato:) 




Skład zachęca do używania, gdyż poza olejem słonecznikowym i migdałowym, znajdziemy tutaj tylko wit E w roli konserwantu i zapach. Produkt nie powinien uczulać.

Jest łatwo dostępny i tani.

Do czego go uzywam i jak działa?
1. Do zmywania makijażu oczu. To pozostałość po OCM, które wykluczyłam ze swojej pielęgnacji. Radzi sobie najlepiej ze wszystkich olejków, a do tego nie podrażnia, nie szczypie i przyjemnie natłuszcza skórę wokół oczu. O stokroć lepszy od wszelakich płynów micelarnych, mleczek i innych cudów.
2. Do pielęgnacji włosów, zmiękcza i nawilża, może nie jest to nr1, ale sprawdza się u mnie o niebo lepiej niż Alterra.
3. Opcja dla leniuchów, czyli zamiast balsamowania, kąpiel z dodatkiem oliwki. Skóra genialnie zmiękczona i nawilżona.
4. Po depilacji woskiem, nie tylko pozwala błyskawicznie usunąć resztki wosku, ale też w przeciwieństwie do różnych balsamów nie potęguje zaczerwienienia i nie szczypie. Poza tym patrz wyżej- wygładzenie, zmiękczenie, nawilżenie skóry.
5. Przy problemach z suchą skórą, ładnie nawilża, a nie zapycha.
6. Dobry do mieszanki OCM.
7. Ratuje dłonie i stopy, te odmrożone i przesuszone, doskonały jako kompres.

Znacie inne zastosowanie dla tej oliwki?

Tymczasem ważne dla mnie pytanie. Noszę się z zamiarem kolejnego podcięcia włosów. Zniszczona część to ta, którą farbowałam chemicznie, jest to około 12cm, najbardziej ostatnie 5-7. Żeby pozbyć się wszystkiego musiałabym obciąć połowę długości włosów. Nie chcę tego robić, szczególnie teraz, przed studniówką. Zdrugiej strony, przesąd gosi, że po studniówce nie należy tego robić.

Zniszczenia są coraz niżej, jednak ciągłe podcinanie powoduje, że pod względem długości stoję w miejscu.

Pytanie brzmi: Obciąć solidne 5cm teraz a potem za pół roku, czy kontynuować podcinanie po 2 co miesiąc i olać przesądy?
Będę płakać za każdym centymetrem, bo mam teraz najdłuższe włosy w życiu:(


niedziela, 23 grudnia 2012

Kochane dziewczynki!

Upiekłam stos ciasteczek, piernik, jabłecznik i nie wiem co jeszcze:) Ubrałam choinkę, zapakowałam prezenty.

W związku z tym oficjalnie padłam na twarz.

Obiecuję niedługo napisać coś konkretniejszego.

Tymczasem, z całego serca życzę Wam najpiękniejszych świąt w życiu, pełnych ciepła i miłości, żeby były okazją do wybaczania i zmieniania na lepsze. Dziękuję, że jesteście ze mną:* 


 Milka

wtorek, 18 grudnia 2012

Podwójna recenzja:)

Dzisiaj "na tapecie" dwa tusze do rzęs, przy okazji dwa doskonałe dowody, że tanie nie znaczy złe.
Recenzuję je razem, ale nie będzie to recenzja porównawcza, bo są niemal identyczne, różnią się drobiazgami.

Zawsze wybieram tusze z silikonowymi szczoteczkami, inne sklejają mi rzęsy i zwykle lądują w rękach mojej siostry.

Pokrótce więc wyrażę swoją opinię o znanym i cenionym Wibo Growing Lashes oraz mniej znanym Essence Maximum Definition.

Zaznaczam, że nie oczekuję od tuszu spektakularnych efektów, zależy mi na podkreśleniu oka, nie na teatralnym efekcie. To nie są tusze dla miłośniczek mocnych wrażeń:)





Zielony- Wibo, pomarańczowy-Essence

Opakowanie: Oba proste, bez zbędnych udziwnień, wygodne. Uwaga, tusz essence nie domyka się od razu, trzeba go porządnie dokręcać. 



Szczoteczka: Silikonowa, Wibo zupełnie prosta, Essence lekko rozszerza się ku końcowi. Łatwo nimi manewrować, choć za pierwszym razem trudno mi było przyzwyczaić się do prostoty Wibo i cała się umazałam.






Efekty:

Wibo- po prawej, tworzy gładką taflę, nie zostawia grudek, słabszy efekt wydłużenia i uniesienia, za to lepiej zagęszcza rzęsy. Umiejętnie nałożony pozostaje na rzęsach dość długo, ładnie rozdziela, nie skleja ich. Potrzebowałam czasu, by nauczyć się go używać, początkowo tragedia.

Essence- po lewej, wydłuża i unosi, słabiej pogrubia, czasem lubi się pokruszyć na policzki. Zdarza mu się skleić rzęsy lub zostawić grudkę. Wydaje mi się, że ma intensywniejszy odcień czerni.

Przyznam, że nie potrafię wybrać faworyta. Ponieważ oba są dość łatwo dostępne i kosztują poniżej 10 zł warto je wypróbować, nawet jeśli okażą się być bublami nie stracicie dużo:)
Sama na pewno będę do nich wracać, choć chyba chętniej do Wibo. Nie polecam posiadaczkom prostych, krótkich rzęs. Raczej nie będą zadowolone.


niedziela, 16 grudnia 2012

Urodzinowo:)

Obiecałam, więc wrzucam.
Przyznam szczerze, że prezenty były tak cudowne, że się popłakałam...
Ale to nic:) Pokażę Wam tylko dwa:

Pierwszy to mały wycinek prezentu od znajomych:)

Wszystko co kocham, czyli goździki i pomaadki... Mam ich teraz ponad 20 :)




A tu dowód na to, że mam najcudowniejszego chłopaka pod słońcem:)



Dwa olejki po 200ml, Heenara i Bhringraj, spełnienie ogromniastego marzenia:)
I Rafaello, moje ulubione:)

W związku z napływem gotówki złożyłam kolejne wielkie zamówienie kosmetyczne, podzielę się:)

Żeby nie było tak cudownie odkryłam wielki bubel kosmetyczny, o którym niebawem się odezwę, ratuję włosy po trzytygodniowym stosowaniu:(

:*
Milka

poniedziałek, 10 grudnia 2012

DDD, czyli co było w paczce:)

Wspominałam już o moich planach zakupowych, dziś odebrałam z poczty pierwszą paczkę:)
Kiedy składałam zamówienie miałam wrażenie, że jest tego więcej.

Na pierwszy ogień SETARE:




Co my tu mamy....

1. Maska drożdżowa, bardzo dobrze recenzowana, raczej na styczeń.
2. Lotion wzmacniający, coś innego, czego jeszcze nie znają moje włosy:)
3. Khadi Indygo, mam dość subtelności czarnej wersji, potrzebuję czegoś intensywniejszego. Tylekroć farbowałam włosy na czerwono, że nie obawiam się efektów błękitu:)
4. Mydełko Aleppo, 40%, wciąż dążę do idealnej cery:)
5. Glinka biała, do włosów i na twarz
6. Algi z kwasem hialuronowym, mocniejszy nawilżacz, również wielozadaniowy
7. Peeling enzymatyczny, ufam mu bardziej niż drogeryjnym.

8. Próbka gratis, to miłe:)

Z zakupów jestem zadowolona, choć niestety produkty były słabo zapakowane, pudełko Indygo zostało wręcz zmasakrowane(słabo widoczne na zdjęciu) :( Na szczęście inne produkty nie ucierpiały.

:*
Milka

środa, 5 grudnia 2012

O rutynie pielęgnacyjnej... cz.1-włosy

Na samym początku drogi do pięknych włosów rzucałam się na wszystko co u kogoś poskutkowało, dało mniej lub bardziej spektakularne efekty. Dzisiaj już wiem, jak wiele popełniałam błędów. Chciałabym się z Wami podzielić tym, co wydaje mi się istotne.

Po co w ogóle jest taka rutyna? 

Po to by móc bacznie obserwować włosy po pierwsze. W początkach pielęgancji kierowałam się powszechnym: zmieniaj produkty, żeby włosy się nie przyzwyczajały. Więc zmieniałam. I nie wiedziałam czy to ta maska mi szkodzi, czy może ten olejek. Zwyczajnie żle interpretowałam nadmiar widaomości płynących zewsząd.

Po drugie dla oszczędności czasu. Kiedy wiemy czego używamy, kiedy jest dzień mycia, a kiedy spa, wiemy co po kolei, jak rozplanować dobrze dzień.


Jak to wygląda w praktyce?

Założyłam sobie zeszyt. Zapisuję w nim co danego dnia nakładałam na włosy, w jakiej kolejności. Dzięki niemu wiem, kiedy ostatnio oczyszczałam włosy, a kiedy była bomba proteinowa:) I czy już pora na kolejną:)
Pomaga mi też w prowadzeniu bloga i kontrolowaniu zakupów.

Wiem, że powinnam myć włosy co trzy dni, bo od kiedy są dobrze nawilżone bardziej się przetłuszczają. Zachowuję równy odstęp, wybrałam środę wieczorem i sobotę.

Środa wygląda tak: Nakładam na włosy maskę, na nią olej, po około 2-3h zmywam, raczej nie nakładam nic na skalp, on za tym nie przepada. Używam odżywki d/s, rozczesuję kłaczki po nałożeniu odżywki b/s, kiedy są jeszcze wilgotne. Dzięki temu unikam puchu, są lepiej wygładzone. Oczywiście wszystko za pomocą grzebienia z rzadkimi zębiskami:) Dodatkowe zabezpieczenie nakładam na sucho.

W sobotę: Wieczorem nakładam olej na długość, na całą noc. Rano dokładam coś na skalp, trzymam nie więcej niż 1h. Myję i nakładam maskę na godzinkę. Potem jak zwykle odżywka(wiem że to nie jest konieczne ale przyzwyczaiłam się), czasem płukanka. Kontynuuję jak wyżej:)

W dni między myciami dokładam zabezpieczenie, lub odświeżam włosy myjąc grzywkę:)

W ten sposób jestem pewna co mi zaszkodziło i co zapakować w drogę do łazienki:)
Nie mam też zalegających otwartych produktów, wszystko zużywam na bieżąco.

Jeżeli nie domyję oleju, następnego dnia, by nie szkodzić kłaczkom, myję włosy odżywką. Np. jeśli w środę wieczorem zrobię to niedokładnie, zwijam włoski w koczek, i po powrocie ze szkoły w czwartek myję odżywką, a kolejne mycie przychodzi w sobotę( niedzielę rano)

150 ml maski starcza mi na miesiąc używania dwa razy w tygodniu, bo przy aplikacji na suche włosy zużywam jej więcej.
Nowe produkty wprowadzam w momencie włosowej aktualizacji, raczej nie używam tego samego zestawu dłużej niż przez miesiąc.

Oczywiście codziennie wcierka i maskowanie odrostu:)

Ponieważ jest środa zmykam spłukiwać maskę i olej:)

Wiele jeszcze przede mną, ale wiele już osiągnęłam. Z mega niecierpliwością czekam na paczkę z Setare, która wczoraj została wysłana. Liczę na nią jutro lub w piątek:)

:*
Milka

wtorek, 4 grudnia 2012

Recenzja na życzenie - Joanna, kąpiel solankowa

Produkt ten zakupiłam wcale nie dla siebie, w zasadzie bardzo rzadko kąpię się w wannie. Żeby opisać go rzetelnie pierwszy raz od wielu miesięcy pluskałam się w wannie:)





Opakowanie jest ogromne i powiedziałabym, że staromodne. Mimo wielkości nie wylewa się za dużo, łatwo tworzy pianę (trwałą) więc jest wydajny

Największym atutem tego produktu jest jego zapach. Ja mam akurat wersję ziołową, ale wszystkie idealnie imitują naturalne aromaty. Uważam jednak, że przy dłuższym wąchaniu staje się męczący, jest ciut zbyt intensywny.

W składzie na pierwszy miejscu Sls, mimo to nie zauważyłam wysuszenia skóry, nie krzyczała o balsam zaraz po wyjściu. Raczej nie dla typowych wrażliwców.

Kąpiel w towarzystwie tego myjadełka jest bardzo przyjemna, niestety niezbyt długo. Mnie po prostu zmęczył i przez to nie kupię go ponownie. Zużycie tej butli i tak zajmie mi jeszcze wiele czasu. Dla miłośników kąpieli szczególnie polecam wersję o zapachu bzu - pachnie fenomenalnie.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

O moim nowym przyspieszaczu porostu

Po zakupowym szaleństwie DDD, przyszła pora na spadek emocji, i podzielenie się z Wami moim nowym odkryciem.

Ten sposób przyspieszania porostu odkryłam na blogu Hinduski, postanowiłam wypróbować, a mowa o olejku miętowym:)

Pokrótce o zaletach, tyle ile znalazłam, tłumaczone przeze mnie:)

Coś dla włosów:
1. Chłodzi skalp, koi podrażnienia.
2. Działa bakteriobójczo, wspomaga leczenie łupieżu i nadmiernego przetłuszczania.
3. Nawilża skalp, przywraca właściwe pH.
4. Wygładza włosy.
5. Nadaje piękny zapach.
6. Wspomaga walkę z wypadaniem włosów, pobudza krążenie, dzięki czemu wspomaga wzrost włosów.
7. Skuteczny jako odżywka, szczególnie w mieszankach.

I coś dla skóry:
1. Poprawia ogólny wygląd, nadaje blasku i gładkości.
2. Wspomaga zwalczanie niedoskonałości.
3. Odświeża zmęczoną skórę.
4. Przydatny w leczeniu oparzeń słonecznych.
5. Często występuje jako składnik balsamów do ust.

Z innych ciekawostek warto np. wspomnieć, że łagodzi objawy przeziębienia i kataru, poprawia samopoczucie. Wcierany w klatkę piersiową łagodzi kaszel i wspomaga leczenie astmy.

Ten olejek ma jedną ważną dla mnie cechę: pięknie pachnie:) To zabójca smrodków amlowych i innych, pachnie jak czekoladki After Eight. Super sprawa:)  Zamierzam stosować go w grudniu, na pewno zdam relację:)

A oto i mój:



:* 
Milka

sobota, 1 grudnia 2012

Ulubieniec miesiąca - listopad

Dziś o produkcie, który sprawił niemal cuda na moich włosach. Oliwka Hipp miała w tym swój udział, moje kłaki kochają migdał, ale to jest właśnie Mistrz Listopada:)



Zapach i konsystencja: Piękny, delikatny, budyniowy, mniej intensywny niż Latte, ale za to utrzymuje się nawet dwa dni po myciu. Maska jest bardzo gęsta, treściwa.

Opakowanie: Prosta, mięciutka tubka, jednak po rozcięciu opakowania, okazało się, że została ilość na jeszcze jedno użycie.

Cena a wydajność: W promocji możemy ją dostać nawet za 5,60, oczywiście w Rossmannie. Niestety, ze względu na gęstą konsystencję, opakowanie 150 ml, starczyło mi na 6 użyć, mogłoby na 8. Czyli w sumie niewiele:(

Działanie: Mega nawilżenie, miękkość i gładkość. Pokochałam ją od pierwszego użycia, a co najważniejsze przy regularnym stosowaniu efekt utrzymuje się. Niestety, na razie nie kupię ponownie, zbyt wiele chcę jeszcze przetestować, ale jeśli nie używałaś- próbuj koniecznie:) Kiedyś do niej wrócę. No chyba, że jak to ostatnio Rossmann ma w zwyczaju- zostanie wycofana:( Poza wydajnością minusów brak:)

Niesamowite jak króciutko dziś napisałam... Czuję niedosyt:)

:*
Milka

piątek, 30 listopada 2012

Post denkowo-zakupowy, czyli podsumowanie listopada

Walkę z zakupoholizmem uważam za wygraną:)

Poniżej możecie zaobserwować efekty:)
Tak wygląda denko:)

Najważniejsze jest dla mnie to, że wreszcie zużyłam kilka produktów sprzed włosomaniactwa, właściwie to już chyba wszystkie:) Żałuję końca maskary, była genialna, ale już jest niedostępna:( To była moja pierwsza, żadna jej nie dorównała:(
Nie kupię ponownie: Odżywki Pantene, balsamu z Avon oraz szamponu Loreal, buble do kwadratu...
Jestem neutralna wobec: Maski dolce, żelu Oriflame, olejku Isana, Facelle,
Kupię radośnie: Maskę Isana,  
 Część z tych produktów jeszcze będę testować, szczególnie te neutralne, o Isanie więcej jutro:)
Na zdjęciu nie ma jeszcze jednego bubla, odżywki Nivea Flexible Curls, miałam po niej tak sklejone włosy, że zwyczajnie ją wyrzuciłam, a rzadko tak traktuję kosmetyki:(


A oto zakupy:

Po raz kolejny kupiłam Jantar, mam dwie butelki zapasu, być może zorganizuję niedługo rozdanie, jedna z nich poleci do Was:) Wśród tych produktów nie ma bubla, na pewno jeszcze o kilku wspomnę:)

To znaczy,że:   KUPIONYCH- 6      ZDENKOWANYCH- 10
Jestem na plusie:)

Spójrzcie tylko, jak wspaniała potrafi być obsługa zielarni:


Tyle dobra w prezencie:) Zakupy były warte 40 zł, gdzie indziej nie dostałabym nic:(

:*
Milka

środa, 28 listopada 2012

Listopadowa aktualizacja włosowa:)

Po raz kolejny o tym co mi wyszło a co nie, a także o kilku kosmetykach, które przyczyniły się do widocznej poprawy stanu moich włosów.


Włoski w listopadzie wyglądają tak:



Niestety są poodgniatane od warkoczy i koczków, bo to czwarty dzień od mycia. Zdjęcie nie oddaje stanu faktycznego.

Przyrostu nie widać, bo w przypływie końcówkowej desperacji poszłam do fryzjera. Szczęście w nieszczęściu trafiłam na przesympatyczną fryzjerkę, która obcięła realne 2-3 cm... Nie 5 ani 10...

Tym samym mogę tylko wspomnieć, że przyrost oceniam na 3cm, bo przed wizytą u fryzjera miały 64cm, teraz 61. Mniej więcej oczywiście. 

To czego najbardziej nie widać to mega wygładzenie i zmiękczenie, oraz piękny blask. Zawdzięczam to oliwce Hipp i ulubieńcowi miesiąca, o którym niedługo.

Udało mi się wygrać z wypadaniem, włoski trzymają się głowy, dorobiłam się nawet trochę babyhair. 

Produkty, które mnie wspierały to:




Ponieważ o wielu z nich już wspominałam, nie będę ich opisywać, szczególnie, że mam w zanadrzu kolejne trzy recenzje. Niestety nie tylko przychylne:(

Podsumowując jestem z tego miesiąca zadowolona, oby tak dalej, tylko niech szybciej rosną... :(

:*

P.S Plan spowiedzi z zapasów niestety spalił na panewce... Planuję na początku grudnia gigantyczne zakupy, którymi się z Wami podzielę, toteż na razie pozostanę na szamponach. Tych zapasów nie zamierzam uzupełniać:)

W piątek denko:)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Recenzji ciąg dalszy, czyli masełko Synergen

Dziś będzie króciutko o produkcie, który mnie zaskoczył. Zasadniczo zanim zaczęłam się interesować pielęgnacją skóry i włosów i nauczyłam się czytać składy, myślałam, że marki własne są zbyt tanie by być skutecznymi:)

 Masełko to widziałyście przy okazji wrześniowego posta zakupowego, używam go już dwa miesiące. Osobiście wolę recenzować produkty, które mają się ku końcowi, mam wrażenie, że jestem bardziej obiektywna.


Skład: Nie zawiera parafiny, wysoko gliceryna, masło shea i olej słonecznikowy, całkiem miły:)

Wygląd i opakowanie: Moim zdaniem jest ładne, nie brudzi się, a naklejka nie odlepia. Poza tym w przeciwieństwie do Hegrona, o którym pisałam ostatnio, jest "fotogeniczne":)

Wydajność a cena: Koszt masełka to około 6-7 złotych, często w promocji. Wydajność to kwestia sporna, jest bardzo gęste, więc na dużej powierzchni zużywa się szybko, natomiast do twarzy powolutku.

Pachnie dość intensywnie, kokosem, z lekką nutą chemii. Zapach czuć nawet po całej nocy.  Moja mama nie cierpi zapachu kokosa, więc ucieka kiedy tylko sięgam po to masełko. Jeśli też nie lubicie- nie próbujcie:)

Działanie: Trzeba mu przyznać, że jest skutecznym nawilżaczem, a efekt się utrzymuje, u mnie nawet kilka dni. Ładnie zmiękcza skórę, ale niestety muszę się przyznać- lekko podrażnia mi buzię. Nie trwa to długo, szczypanie znika, ale wolałabym by go nie było.

Podsumowując- kupię ponownie, ale raczej do pielęgnacji ciała niż twarzy. Mogę szczerze polecić:)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Krótka recenzja + oddam w dobre ręce:)

Korzystając z okazji podzielę się z wami moimi odczuciami w stosunku do odżywki b/s Hegrona, i zaraz zmykam do książek:)

Zdjęcie nie jest mistrzowskiej jakości, ale to nieistotne:)



Tę odżywkę testuję już bardzo długo, ponad miesiąc, zdążyłam wyrobić sobie jednoznaczną opinię.

Skład: Niestety nie powala, w zasadzie to tylko jeden zmiękczacz i nawilżacz, potem zapach i konserwanty.

Wydajność i konsystencja: Odżywka jest bardzo rzadka, pływa jak woda, przecieka przez palce. Otwór jest ogromny, wylewa się jej za dużo. Mimo to jest bardzo wydajna w formie odżywki b/s,  niestety przy myciu nie. 

Zapach: Moim zdaniem pachnie płynem do płukania tkanin, niezbyt przyjemnie, mega chemicznie. Nie potrafię się do niego przyzwyczaić. 

Cena jest niska, przystępna, to jakieś 8 złotych za wielką butlę. Odżywkę dostaniemy w prawie każdym supermarkecie, również w sieci Kaufland.

I najważniejsze-działanie: Mimo pozytywnych opinii na wizażu i w blogosferze nie polubiłam tej odżywki. Była moim zamiennikiem Joanny, i to przy niej pozostanę. Zmiękcza włosy, ale wywołuje puch, nie ułatwia rozczesywania, nie nabłyszcza. Mam wrażenie, że moje włosy po niej się kleją, strączkują, nawet gdy używam jej do mycia. 

Ponieważ nie chcę jej wyrzucać, a mam jeszcze połowę opakowania, chętnie oddam komuś 150ml na wypróbowanie:) Dostanie ją pierwsza osoba, która odezwie się pod tym postem i poda swój adres e-mail. To nie jest rozdanie, bo zwyczajnie nagroda nie jest tego warta:)

:* 
Milka


sobota, 17 listopada 2012

Spowiedzi część pierwsza - myjadła.

     Tak jak obiecałam w planie listopadowym, zaczynam powoli pokazywać Wam moją kolekcję :)

Matura wcale nie jest taką bzdurą, za to jest genialnym zjadaczem czasu:) Wybaczcie:)

Część 1: Szampony




1. Facelle Fresh w przelanej buteleczce i Facelle Sensitive pełen,  jakieś 22 użycia- 3 miesiące
2. Isana z pantenolem, olejek pod prysznic, pełen, 15 użyć- 2 miesiące
3. Isana Med, olejek, pełen, 15 użyć- 2 miesiące
4. Ziaja z SLS , używam raz na dwa tygodnie, tj dwa razy w miesiącu, jakieś 30 użyć- 15 miesięcy? aaa...
5. Bobini z SLS, również do oczyszczania, pełen,  jakieś 20 użyć- 10 miesięcy...
 Razem: 102 użycia- zapas bez SLS na 7 miesięcy, z SLS na 25? 
Wniosek: Podzielę się z siostrą:)  
I nic nie kupię!!!  

Część 2: odżywki myjące

 

Uwielbiam myć włosy odżywką, są po niej niesamowite. Mrs Potters to mój  mistrz w tej dziedzinie, starczy mi na 10 użyć, jeśli nie będę jej używać w inny sposób:)
Isany boję się użyć, bo wiem że to moja pierwsza i ostatnia butelka... Nie wiem, jak najlepiej ją wykorzystać:( Postoi, może coś mi przyjdzie do głowy :D


Jak widać sporo tego, jeśli przeliczyć na czas zużywania. Na pewno nie kupię żadnego szamponu, ale nie zamierzam zaprzestać kupowania odżywki do mycia. Tylko tym razem metodą "jedno zużywam- drugie kupuję" :)

P.S WYGRAŁAM Z WYPADANIEM! JUPIII :D
P.P.S I nic jeszcze nie kupiłam w listopadzie. Czuję się dumna z siebie:)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Świat zwariował, czyli odmładzanie na siłę...

Rzadko zdarza mi się dzielić przemyśleniami na różne dziwne tematy. Rzadko jednak coś tak solidnie mnie wkurza. Tym razem więc zapytam. Czy tylko mnie takie rzeczy biją po oczach i wołają o pomstę do nieba?

W ostatnim numerze miesięcznika PANI znajdziemy kilka stron poświęconych dbałości o to, jak pozostać młodym przez długi czas. Nie mam nic przeciwko, uważam, że należy przeciwdziałać a nie niwelować skutki. To jednak zdecydowana przesada. Pierwsza strona, zatytułowana 20+ , pełna jest wspaniałych rad, jak skutecznie zwiększyć dochód klinik medycyny estetycznej. Możemy dowiedzieć się, że należy wstrzyknąć sobie botoks już, bo dzięki temu oduczymy się silnej mimiki... Pomijam już zabiegi, mające zredukować przebarwienia, cellulit, czy różne dziwne terapie... Oczywiście wszystko pioruńsko drogie i wykonywane seriami. Ale czy za 10 lat będziemy wstrzykiwać botoks niemowlakom? Żeby się nie marszczyły?

Chcę być piękna, zestarzeć się z klasą, jak kobieta. Podziwiam te, które wyglądają młodo, dbają o siebie. Nie chcę być figurą woskową, niezdolną do uśmiechu, czy marszczenia czoła. Czy tylko ja tak myślę? I czy za 60 lat będę jedyną pomarszczoną staruszką wśród samych "nastolatek"? Przecież to jak nas postrzegają ludzie zależy od wnętrza, możemy promieniować wdziękiem, gracją, niekoniecznie przy udziale chirurgów plastycznych... Zawsze.

Może to wynika z tego, że mieszkam na prowincji, jestem z małego miasta, nie znam "prawdziwego" życia?

Przepraszam za jakże mało włosowy post, bądź co bądź bardzo subiektywny. Odezwijcie się proszę, czy ktokolwiek podziela moje zdanie?

:*

piątek, 9 listopada 2012

Falo-loki dla każdego...

Za miesiąc z małym kawałeczkiem są moje urodziny. Zaczęłam tworzyć listę prezentów,ponieważ mając urodziny krótko przed świętami trzeba się liczyć z nagłym natłokiem chętnych na listę życzeń:)
Pomyślałam o suszarce z dyfuzorem, nie suszyłam włosów od trzech lat, bo to co mam w domu może je tylko spalić. Mogłybyście mi coś polecić? Będzie to dla mnie spory krok w kierunku CG.

Tymczasem przedstawiam Wam szybki i prosty sposób na loki, niewymagający specjalnych umiejętności:)
Uzyskuję w ten sposób loki na włosach zarówno mokrych, jak i suchych, tylko lekko zwilżam je wodą. 

Po rozczesaniu grzebieniem z szerokimi zębami i nałożeniu odżywki b/s, biorę w dłoń pojedyncze pasmo włosów dowolnej grubości, zwijam na palcu w rulonik, następnie w ślimaczka i podpinam żabką. W ten sposób traktuję każde kolejne pasmo. W zależności od tego, jakie grube pasmo i jak ciasny będzie ślimaczek, możemy uzyskać różną siłę skrętu i grubość fali.
Oczywiście nie uzyskamy loczków cherubinka na włosach prostych jak druciki:)

 Nie posiadam żelu do stylizacji, więc moje loki wytrzymują dzień, drugiego są znacznie słabsze, ale można je łatwo odświeżyć, spryskując włosy mgiełką i znowu zawijając. 

Efekt uzyskuję już po około 5 minutach ze ślimaczkami:) 

Ponieważ zdjęcie robiłam sama, nie jest najlepsze, ale oddaje charakter fal:)



Chociaż nie są jeszcze roztrzepane i odgniecione, to efekt bardzo mi się podoba. Ten sposób stylizacji wykorzystuje naturalny potencjał naszych włosów, choć troszkę oszukuje:)

Jeśli się zdecydujecie, wyposażcie się w żabki. Na moich kłaczkach to min 15 sztuk:)

Rany... Straszny burdel na tym zdjęciu:) To serio wygląda lepiej:)

niedziela, 4 listopada 2012

Post jesienno-zimowy, czyli o pielęgnacji włosów.

Lubię jesienne chłodki i zimowe śniegi. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak źle mogą one wpłynąć na moje włosy, toteż w tych porach roku zmieniam pielęgnację na odpowiedniejszą względem pogody.

Postaram się względnie krótko i na temat podzielić się z Wami moją jesienno-zimową pielęgnacją.

1. Zimno
Powszechnie wiadomo, że nasze cebulki nie lubią chłodu. Nie nosząc czapki możemy przyczynić się do ich wypadania. Jeszcze jakiś czas temu nie nosiłam jej, bo wydawało mi się, że w każdej wyglądam źle. Mylnie myślałam też, że przyspieszają przetłuszczanie. Wiadomo, że fryzura trochę na tym cierpi, stawiam więc na różne typy splotów. Zmieniłam zdanie i  zakupiłam takie oto coś prosto z działu dziecięcego Reserved:) Chłody mi nie straszne:)
A tak z innej beczki, interesują Was takie fryzurowe posty?


2. Deszcz i śnieg
Bywały takie czasy, kiedy myło się włosy w deszczówce, bo była zdrowa... Od czasu kiedy zanieczyszczenie środowiska gwałtownie wzrosło, spadająca z nieba woda nie jest już dobra dla naszych włosów. Wraz z nią spadają pyły, brud, a nawet kwasy. Częste przebywanie na takim brudnym deszczu może nam tylko zaszkodzić. Paranoja? Być może. Jeśli mieszkamy w czystej okolicy czemu nie, jeśli w wielkim mieście- fu...
Śnieg ma tylko jedną zasadniczą wadę.  Moczy nasze włosy, które potem zamarzają i stają się spuszone i bardziej podatne na uszkodzenia, połamane. Zabawa na śniegu jest ok, ale pilnujmy, by włosy były ukryte, lub suszmy je jak najszybciej.
Nośmy ze sobą parasole, nie dmuchajmy na włosy, POD ŻADNYM POZOREM NIE WYCHODŹMY Z MOKRĄ GŁOWĄ!

3.  Silikony
Wiem, be. Popularna teoria antysilikonowa dopuszcza jednak odstępstwo w postaci zabezpieczenia.
Jesienią i zimą szczególnie sięgam po jedwabie i bardziej silikonowe maski. To ważne, żeby chronić włosy przed zniszczeniami i nie musieć czynić wielkich wiosennych porządków w postaci drastycznych cięć końców.

4. Wazelina
To dopiero paskudztwo, prawda? Ale jeżdżę na nartach, desce i łyżwach, kocham sporty zimowe, a do domu mam 6km spaceru. Przebywam bardzo długo na mrozie, moje włosy potrzebują silnego zabezpieczenia. Poprzedniej zimy wygładzałam je właśnie przy pomocy odrobiny wazeliny. Dzięki niej uniknęłam rozdwojeń i puchu. Pewnie, że nie jest najlepsza, ale w przeciwieństwie do innych, ciekłych olejów, nie potrafię jej przedawkować. Poleciłam ją kręconowłosej koleżance i była zachwycona odpuszeniem(?). Jeśli już się decydujemy, pamiętajmy o regularnym oczyszczaniu, wazelina się nabudowywuje.

5. Kiedyś wyczytałam gdzieś, że włosy trzeba głaskać. To kwestia dyskusyjna. Nie polecam kręconowłosym, bo osłabią skręt,. Mówi się też o tym, że w ten sposób niszczymy końcówki. Z drugiej jednak strony, rozprowadzamy po włosach sebum, tworzymy warstwę ochronną. W tym wypadku nie umiem postawić się po jednej stronie, jednak mięciutkie, świeżo umyte włoski, aż się proszą o odrobinę czułości, trudno się powstrzymać. Zachowam umiar:)

6. Pamiętamy o odżywianiu od wewnątrz, bądź co bądź zawsze. Odstawiłam siemię lniane, zakupiłam humavit ze skrzypem i pokrzywą, będę jeść owoce, pić świeże soki. Zdrowe odżywianie zawsze jest ważne, ale zima to szczególny czas, stawiajmy na witaminki i nie zapominajmy o ruchu:)

Pozdrawiam Was serdecznie i cieplutko
Milka

P.S Wredny blogger nie chce dodawać gotowych postów sam... Ten miał tu zagościć w piątek. Muszę go nadzorować, toteż przypadkiem dopuściłam się spóźnień. Przepraszam :)

czwartek, 1 listopada 2012

Pożegnani w październiku i spowiedź z planu:)

Denko w październiku okazało się zaskakująco spore, chciałabym w listopadzie uzyskać podobny wynik.

A oto pożegnani:

1. Balsam Mrs. Potters jedwab i aloes ( ULUBIENIEC PAŹDZIERNIKA i mój nowy KWC!)
2. Facelle Fresh, w fazie testów, mam jeszcze pół opakowania.
3. Bielenda krem do stóp z prawoślazem, to ten lepszy brat w tej serii.
4. Soraya balsam wyszczuplająco-antycellulitowy, fajna zabawka, ale bez rewelacji.
5.Perspiblock, jego recenzja tu
6. Johnson's Baby 3in1, świetny, ale nie kupię ponownie, bo testowany na zwierzętach.
7.Chusteczki nawilżane Bobini, nic specjalnego, znam lepsze.




8. Micelarny żel BeBeauty, genialny, mam już kolejne opakowanie, będę testować inne, ale ten zajmie w łazience miejsce na długo.
9. Dwufazówka z Bielendy,  dobry produkt, jednak mi niepotrzebny, makijaż zmywam OCM.



Było tak:

Plany październikowe:
1. Codzinnie pić siemię lniane.
2. Październik miesiącem bez silikonowych zabezpieczaczy, czyli ograniczam się do odżywki b/s.
3. Uzupełnię zapasy korzystając z Rossmannowych promocji i przypływu gotówki, bo ostatnie dwa tygodnie września minęły pod znakiem zakazu zakupów:)
4. Walczę z wypadaniem wcierką samoróbką i olejkiem GP
5. Systematycznie podcinam rozdwojone końce, ale staram się zachować przyrost.
6. Wykonam laminowanie, wczoraj dostałam od M. agar, biorę się do roboty:)

Udało mi się wykonać wszystkie punkty, za wyjątkiem 1 i 5. Nie piłam siemienia codziennie, ominęłam kilka dni, a włosy w tym miesiącu są zaledwie pół cm dłuższe niż w poprzednim, czyli  urosły niewiele więcej niż obcięłam. 

Plan na listopad:
1. Denkuję intensywnie.
2. W ramach walki z zakupoholizmem przeprowadzę spowiedź z mojej kolekcji.
3. Mogę kupić tylko tyle ile zuzyję.
4. Walczę o przyrost przy pomocy Joanny rzepy, wciąż olejku GP, oraz masażera.
5. Kolejny raz podetnę końcówki, nie więcej niż 1,5cm. 
6. Będę pisała posty "na zapas", żeby nie robić dużych przerw w działalności bloga.

środa, 31 października 2012

Bardzo dawno mnie nie było. Nareszcie uporałam się z przeprowadzką. Już cieszyłam się na odkopanie komputera i zdobycie łącza, a tu bach... Pogrzeb na drugim końcu Polski. Ochłonęłam i dziś przybywam ze spóźnioną włosową aktualizacją.

Nie będę ukrywać, jestem zła. Październik to totalna klapa, więcej reanimacji niż poprawy stanu włosów. Urosły też nieznacznie. Ale najpierw zdjęcie, już w nowym domu:)


Dlaczego jestem zła?
Po pierwsze włosy straciły sporo miękkości i nawilżenia. Niestety winowajca jest jeden- Alterra brzoza i pomarańcza. Ten słynny olejek wysuszył mi włosy, końce są mega rozdwojone, potrzebują obcięcia o dobre 3cm.
Przyspieszacze porostu nie zadziałały prawie wcale. Obecna długość to ok.61,5-62cm, co oznacza niecałe 3cm przyrostu. Dla jednego to dużo, biorąc pod uwagę wrześniowe 5- mało.
 Dość systematycznie piłam siemię lniane, które przyczyniło się jedynie do poprawy stanu mojego żołądka, zero przyspieszenia, nawilżenia, niewiele nowych babyhair.
Olejek z GP z czerwoną papryką zostanie niedługo wspomniany, zmienił rycynowy, do którego chętniej wrócę.
Wcierka samoróbka bardziej pomogła mojej siostrze niż mnie, przygotowuję nową dawkę uderzeniową, stawiam na przyrost, chcę ściąć sporo, a nie stracić długości.
No i jeszcze... Henna Khadi, którą tak chwaliłam:( Wypłukuje się zdecydowanie za szybko, kolor, który widzicie to czerń po 5 myciach... Gdzie ta czerń? Bliżej mu teraz do rudego, ciemnego brązu.

Tych produktów używałam w październiku:


Oleje:
1. Gp z czerwoną papryką, może być, bez rewelacji.
2. Alterra bip, totalna klapa, może wykorzystam do OCM?

Maski i odżywki:
1. Placenta, lekko silikonowa, testuję uważnie, jestem całkiem zadowolona, nie obciąża, odżywia, tylko ten zapach...
2. Joanna naturia b/s miód i cytryna, pięknie pachnie, ładnie nawilża, moja ulubienica w tym zestawie, niestety włosy się do niej przyzwyczaiły, w listopadzie zmieniam na Hegrona.
3. Nivea flexible curls, męczę i męczę, mieszam z Joanną, moje włosy wysusza, a żal mi wyrzucić.
4. Pantene odżywka ochronna d/s, kolejna męczona, na szczęście to już tylko kwestia 2/3 myć, ułatwia rozczesywanie, ale śmierdzi i jest testowana na zwierzętach:(

Mycie:
1. Facelle Fresh, w fazie testów (ten w różowym:))
2. Zdenkowana odżywka Mrs. Potters jedwab i aloes
3. Oczyszczanie Bobini

Półprodukty:
1. Miodek, nawiasem mówiąc czekoladowy, nie smakuje mi, ale na włosy ok:)
2. Gliceryna
3.Agar-agar
4. Nafta


Podsumowując:
+ zmniejszone wypadanie, nareszcie:)
+kilka zużytych produktów
+nowa, miękka woda w kranach- bardziej miękkie i puszyste włosiska

-susza....
-choinki na końcach
-słabszy przyrost
-znowu meeega zakupy... SZLABAN... to już choroba... 


Zapraszam Was serdecznie jutro, post denkowo-planowy, w sobotę mój nowy ulubieniec do pielęgnacji twarzy:) 
Czy tylko mnie nie podoba się październikowa zima? Gdzie piękna złota jesień?



niedziela, 21 października 2012

Laminowanie włosów agarem :)

Bardzo długo nosiłam się z zamiarem przetestowania osławionego na blogach laminowania, jednak sama myśl o żelatynie wywołuje u mnie odruch wymiotny, toteż nie potrafiłabym nałożyć jej na włosy. Pod koniec września, za sprawą cudownego M. stałam się posiadaczką agaru. Toteż zaprezentuję Wam efekty.

Jak przygotowałam mieszankę? Pierwsza próba była zupełnie nieudana, dlatego nie będę o niej pisać, druga za to, byłą niebywale prosta. Łyżkę stołową agaru zalałam trzema łyżkami gorącej wody, i dokładnie rozmieszałam. Uwaga! Agar nie tworzy jednolitej, przezroczystej masy, jest pełen drobnych grudek, których nie sposób rozmieszać. Konsystencja po ostygnięcie jest lekko galaretowata, bardziej zbliżona do kisielu.
Mam wrażenie, że śmierdzi chlorem:)




Później dodałam jeszcze łyżkę maski, w tym wypadku męczonej ostatnio Placenty, nałożyłam na umyte, mokre włosy, złożyłam czepek i podgrzewałam suszarką jakieś 10 minut. Spłukałam po 40 minutach.

Po 9 godzinach włosy wyglądają tak:



Co zauważyłam?
Na plus na pewno to, że mniej się plączą, są bardziej sypkie. Rozprostowały się lekko i wygładziły. Początkowo były spuszone, jednak po około godzinie to minęło. Chociaż przy zmywaniu były szorstkie, to po wyschnięciu nabrały przyjemnej miękkości. 
Niestety nie mam porównania z laminowaniem żelatyną, wiem na pewno, że jeszcze nie raz powtórzę zabieg, jestem zadowolona z efektów.  

Chciałabym Was przerosić, że tak rzadko piszę, w piątek ostatecznie się przeprowadzam, dziś ostatni dzień mam komputer. Swoją drogą to mało przyjemne, kiedy jacyś ludzie oglądają twój dom z zamiarem kupienia go:( Choć cieszę się na zmiany, trudno będzie mi się z nim rozstać. Nie obiecuję poprawy, bo nie wiem, kiedy to się zmieni:( 


środa, 17 października 2012

Pokrótce o walce z łupieżem i przetłuszczaniem.

Sama nie mam takich problemów, myję włosy nieczęsto, a i łupieżu od dawna nie widziałam. Jednak moja młodsza siostra, jako że jest w nieszczęśliwym wieku dojrzewania, boryka się z łupieżem i przetłuszczaniem. Do tej pory jej jedynym "ratunkiem " był napakowany chemią Head&Shoulders.

Watro wspomnieć o tym, że przy okazji jest wrażliwcem i szampony lecznicze czy inne Nizorale bardzo ją uczulają, drapie się jak zapchlony kot.

Postanowiłam zadziałać i nakazałam:
1. Nałożenie olejku łopianowego z czerwoną papryką z GP + naftę kosmetyczną na skalp na pół godziny,
2. Umycie płynem Facelle Sensitive,
3. Codzienne stosowanie wcierki brzozowo-pokrzywowej.

Efekt? Łupież zniknął, O. nadal używa Facelle, nic jej nie swędzi. Włosy może myć co trzeci dzień, do tej pory były nieświeże następnego po umyciu.

Osobiście największy wkład w likwidację łupieżu przypisuję olejkowi+nafcie, a kwestia przetłuszczania to prawdopodobnie sprawka wcierki. Dzięki Facelle unikamy dalszego podrażniania skalpu SLS a co za tym idzie wysuszenia i łupieżu. Mam cichą nadzieję, że nic już się nie zmieni w tej kwestii.

Chciałabym bardzo wciągnąć ją choć częściowo we włosomaniactwo, ale idzie mi słabo. Bardzo słabo. Suszy, szarpie płaską szczotką, nie używa nawet odżywki d/s czy b/s. Ma długie włosy, ale końce są wysuszone i rozdwojone.
Może znacie sposób, jak na nią wpłynąć? Może mieć piękne włosy, musi tylko zechcieć:)
.

poniedziałek, 15 października 2012

Pespiblock Vs Ziaja bloker.

Gdy zaczyna się jesień i przychodzi czas na długi rękaw, sięgam po blokery. Nie lubię tych paskudnych mokrych plam, czuję się mega niekomfortowo, a dezodorant nie radzi sobie z tym w wystarczającym stopniu.

Porównywane dzisiaj blokery obiecują zredukowanie potliwości bez podrażniania, na długi czas. Jak jest?


Na pierwszy ogień:
Perspiblock

Za około 20 złotych otrzymujemy 50ml produktu o wodnistej konsystencji. Byłby bardzo wydajny gdyby nie fakt, że kulka zacina się i produkt wylewa się/ nie można go wydobyć wcale:(
Zapach ma zdecydowanie mało przyjemny, ciężki, czuć go rano mimo wieczornej aplikacji.
I najważniejsze- działanie:
Początkowo jako że był to mój pierwszy bloker byłam zachwycona. Zdecydowanie ograniczył pocenie. Po pewnym czasie wykonywane raz w tygodniu aplikacje dla podtrzymania efektu przestały skutkować. Tu działanie produktu się skończyło. Postanowiłam więc powtórzyć sesję trzydniową i ała... Podrażnienie tak duże, że musiałam o 3 nad ranem wstać i zmyć go. Nie wykonywałam w tym dniu depilacji. Z tego powodu nie kupie ponownie.
Produkt wystarczył mi na pół roku nieregularnego stosowania( mniej więcej raz na dwa tygodnie).

Ziaja bloker

60ml za niecałe 8 złotych to bardzo dobra cena. Również ma konsystencję wody, jednak kulka działa lepiej, produkt nie wylewa się. Ziaja wygrywa również pod względem zapachu-jest właściwie niewyczuwalny.
Niewątpliwie jest też moim faworytem w kwestii działania. Zredukował pocenie do zera i nigdy mnie nie podrażnił. Zdarzało się delikatne swędzenie, ale nigdy tak uciążliwe jak w przypadku Perspiblocku lub Etiaxilu. Na pewno jeszcze u mnie zagości.


P.S Wszystkie opinie i to, co tu zamieszczam to tylko moje zdanie. Nie jestem ekspertem, to bardzo subiektywne. Nie chcę nikogo urazić, przyczynić się negatywnie do podejmowanych decyzji. Staram się tylko przekazać jak najwięcej z własnego doświadczenia i wiedzy. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, oby było ich więcej, pomagacie w ten sposób zarówno mi jak i innym czytającym  :)


niedziela, 14 października 2012

Tasiemiec o farbowaniu henną:)

Wreszcie udało mi się zrealizować plan i wykorzystać zrobiony jeszcze w sierpniu zapas henny. Do farbowania wykorzystałam kolor czarny henny Khadi. Było to pierwsze moje użycie produktu tej marki, do tej pory farbowałam henną z Ukrainy, bliżej nieokreślonego pochodzenia.

Plusów henny jest mnóstwo, minusów jednak też. Wiele w tym wypadku zależy od wyjściowego koloru włosów, a przede wszystkim naszej pielęgnacji.
 Przy tym typie farbowania łamiemy niemal wszystkie zasady pielęgnacji, choć tylko na jeden raz. Przez dwa ostatnie lata wyrobiłam sobie pewną technikę, którą mogę szczerze polecić jako skuteczną.
1. Myjemy włosy szamponem z SLS. To ważne żeby oczyścić włosy z silikonów i umożliwić hennie wniknięcie we włos. Nie używamy odżywek!
2. Rozczesujemy mocno wilgotne włosy. Farbowanie powinno się odbywać na wilgotnych włosach, bez rozczesania dobieranie kolejnych pasm graniczy z cudem.
3. Przygotowujemy hennę . Zalewamy wodą( dla odcieni czystej henny i amli w okolicy 90st., dla barwników z indygo ok.50). Warto dodać odżywki, by uniknąć przesuszu, ale pamiętajmy. by nie zawierała olejów. Dodatek czerwonej papryki zniweluje zielony/niebieski odcień jaki zostawiają ciemniejsze odcienie henny.
4. Nakładamy hennę o konsystencji śmietany, dość rzadkiej, w czasie nakładania dolewamy wody, bo zioła pęcznieją.
5. Pozostawiamy na ok. 2 godziny w cieple, po czym spłukujemy ciepłą wodą. Ostatnie płukanie wykonujemy zimną, by domknąć łuski włosa i zapobiec szybkiemu wymywaniu koloru. Nie używamy żadnych produktów do pielęgnacji.
6. Najdłużej jak to możliwe unikamy mycia włosów, minimum to 24h, u mnie 4-5 dni.

Tak wyglądają moje włosy po farbowaniu we wtorek i pierwszym myciu dziś:



Włoski nie są czarne, raczej ciemnobrązowe ale tego się spodziewałam, biorąc pod uwagę wyjściowy kolor włosów. Kocham efekt wielowymiarowości koloru, nigdy po hennie nie mam jednolitego hełmu, brrr....

Szybkie podsumowani plusów i minusów:
+ogranicza przetłuszczanie włosów przy regularnym farbowaniu,
+wizualnie pogrubia włosy,
+nie tworzy efektu maski,
+wcale nie jest trudna w przygotowaniu,
+nie niszczy włosów,

-może powodować przesusz, ale łatwo temu zapobiec.
-kiepsko dostępna, eld i henny w paście są bardzo słabej jakości.
-włosy do pierwszego mycia barwią wszystko wokół, czarna na niebiesko:)
-na farbowanych wcześniej chemicznie włosach(szczególnie blond) może wyjść zielona:)

I jeszcze jeden drobiazg. Pokutujący mit, jakoby w czasie okresu włosy wychodziły zielone, albo wcale nie łapały to głupota. Ja farbowałam 3 dnia miesiączki:) Nie należy tego robić bezpośrednio przed ani pierwszego dnia:)

Ogólnie polecam hennę Khadi, to najlepszej jakości henna jakiej używałam,choć planuję przygodę z Lush:)

Edit: Nie chcę tworzyć nowego wpisu, więc doklejam tutaj kilka szczegółów.

1. Warto zwrócić uwagę na to, żeby nie uzywać metalowych akcesoriów, mówi się, że to osłabia efekt farbowania. Na wszelki wypadek można się zastosować. 

2. Najlepszy sposób na nawilżenie włosów to dodanie do henny zamiast odżywki np. alg( spiruliny i jej podobnych). Nawilżą włosy, sprawią, że przesusz nie będzie tak widoczny. 

3. Jeżeli kolor okazał się koszmarem, włosy wyszły zielone itp. można hennę z włosów wyciągnąć. Jak? Istnieje na to kilka sposobów, najlepiej wykorzystać wszyskie:)
a) każdy kolor usunie ekstrakt owocowy, zawarty w kosmetykach takich jak odżywka Artiste zielona czy maska Scandic Water
b) silny szampon przeciwłupieżowy(np. Nizoral) pomoże przy każdej pomyłce, jeśli masz problem z zielenią sięgnij po szmpony w odcieniach niebieskiego, zneutralizują barwę. 
c) w przypadku zieleni dobrym sposobem jest użycie koncentratu pomidorowego, nałóż go na kilka godzin i spłucz

4.  Barwniki z Indygo mogą spłukiwać się na różówo/ fioletowo. Sama czasem miewam ten problem i jeszcze nie znalazłam skutecznego sposobu... Dam znać kiedy coś wymyślę:)

poniedziałek, 8 października 2012

Otagowana

Nie wyłysiałam przy ostatniej kąpieli, to nie to:) Po prostu aparat stwierdził, że nie będzie współpracował:)
Mam dla Was ulubieńca miesiąca i parę innych postów, ale najpierw muszę się z nim dogadać:)

Tymczasem odpowiadam na dwa tagi. Pierwszy z nich przywędrował do mnie z bloga Ciasteczko. Dziekuję Ci bardzo:*

7 faktów o mnie
                                                   

1. Jestem kociarą, kocham koty od zawsze, rasowe, dachowce, białe bure, czarne i rude. Każde.

2. Kocham jaszczurki i żaby. To dziwne, wiem. Większość ludzi na ich widok zwiewa, ja mam ochotę pogłaskać.

3. Cierpię na szminkomanię. W kryzysowym momencie uzależnienia miałam ich pewnie ze 30. Dot. zarówno kolorówki jak i ochronnych.

4. Umiem robić na drutach, szydełku, haftować. Babcia mnie nauczyła. Choć nie jestem mistrzynią, wierzę, że kiedyś mi się to przyda.

5. Nie cierpię błędów ortograficznych. Jeżeli np. blogerka notorycznie się myli po prostu mam problem z czytaniem. Poza tym od czego mamy autokorektę?

6. W ciągam książki jak odkurzacz- w wieku 11 lat pierwszy raz przeczytałam 47 tomów Sagi o Ludziach Lodu w tydzień:)

7. Jestem na profilu matematyczno-fizycznym. Na maturze zdaję rozszerzoną biologię, chemię i angielski. Przypadek:)

Taguję każdą blogerkę, która ma ochotę odpowiedzieć:)

Kolejny pochodzi z bloga Kosmetyczne Ewaluacje.
Spodobał mi się, bo jest taki aktualny:) I bądź co bądź może się ciut przydać:)

                         


1. Ulubiony produkt do ust na jesień?
Jesienią zaczynam stosowanie kolorówki na usta. Nie lubię szminek latem. Mój ulubiony kolor to głęboka czerwień lub nudziak. 
2. Ulubiony jesienny lakier do paznokci?
Bardzo podobają mi się odcienie metalicznego granatu lub ciemnej zieleni:)
3. Ulubiony jesienny napój?

Woda z miodem i cytryną. Nie przepadam za herbatą, poza tym nie jest zbyt zdrowa w połączeniu z cytryną.  A ten napój na gorąco jest cudownie słodko-kwaśny i genialnie pachnie... mmm...
4. Ulubiony jesienny zapach/świeca/perfumy?
Czekolada/pomarańcza. Albo jedno i drugie. Weszłam w posiadanie świeczek o zapachu różnych ciastek, czekam tylko na przeprowadzkę:) Pachną niesamowicie apetycznie. 

5. Ulubiony szal, szalik, chusta etc na jesień?
Wszystko co duże i ciepłe, a najbardziej szal przywieziony przez tatę z Pekinu.
6. Ulubiona zmiana w przyrodzie?

Kasztany. Mój tata mawia, że mają w sobie pozytywną energię:) I ile frajdy dla dzieci z tworzenia kasztankowych ludków:)
7. Ulubiony horror, film o duchach, film na halloween?

To chyba najtrudniejsze pytanie:) Nie lubię takich filmów. Najchętniej obejrzałabym dobry musical:)
8. Ulubiony jesienny owoc/potrawa?

Jabłka, śliwki. Ale w tym roku zamierzam spróbować dyni. Ach, no i zupa cebulowa pod pierzynką z sera. Mniam:)
9. Za co przebrałabyś się na halloween?

Za czarnego kota oczywiście. Może to nie straszne, ale posiadam wciąż własnoręcznie uszyty strój:) 
10. Co najbardziej lubisz w jesieni?

Wieczory z kubkiem czegoś ciepłego i pachnącego, pod kocem, z książką. Cudownie:)

W tym miejscu chciałabym zaprosić do udziału:
MintHairr
Ciasteczko
Rudą Szopę
Frombodytohair
Patrycję