Postanowiłam zminimalizować ten post najbardziej jak mogłam, dlatego ulubieńców podzieliłam na cztery kategorie. Jak zaraz zobaczycie, w niektórych ciężko było mi znaleźć nawet trzech:)
Zacznijmy od najbardziej drastycznych zmian, czyli PIELĘGNACJA TWARZY. Tutaj przewróciłam swój świat do góry nogami. Pełen post o tym, jak teraz o nią dbam, juz niedługo. Mogę tylko powiedzieć, że w zasadzie nic mi już nie brakuje:)
Mam skórę bardzo suchą, a co gorsza w okolicach nosa zmierza coraz bardziej w stronę naczynkowej.
Dlatego wśród moich ulubieńców są:
1. Iwostin Solecrin, krem z filtrem SPF50, nie zawiera alkoholu, nawilża, nieźle się wchłania. Po przypudrowaniu nie świecę się jak bombka:) Poza tym, jest to produkt polski, na dodatek w przystępnej cenie. Używałam go całe lato i nadal używam, choć być może przestawię się zimą na nieco lżejszą wersję SPF30.
2. Organique, balsam do ciała z masłem shea. Jak sama nazwa wskazuje jest to produkt do ciała. Ma jednak świetny skład, wysoką zawartość mocno natłuszczającego masła shea oraz inne oleje. Nic tak dobrze nie radzi sobie z moim odwiecznym problemem wylinki. W prezencie urodzinowym kupiłam sobie duuuży zapas. Szersza recenzja niebawem.
3. Ziaja nuno peeling enzymatyczny. Ten pan jest na zdjęciu jakby przypadkiem. Moim odkryciem jest po prostu peeling enzymatyczny. Ten domowej roboty, z Biochemii Urody okazał się klapą, bo rzadko miałam ochotę na jego przygotowywanie. Gotowce zdecydowanie podbiły moja pielęgnację, będę szukać kolejnych, jeszcze lepszych. Zniknął problem suchych skórek, znikają zaskórniki. No rewelacja...
Kolejna kategoria, czyli po prostu CIAŁO:
1. Masło do ciała Flos-Lek, produkt, który otrzymałam na spotkaniu blogerek. Okazał się być zbawieniem dla łuski na nogach. Niesamowicie nawilża, a przede wszystkim na długo. Niestety jest dość trudno dostępne i kosztuje sporo, bo aż około 25zł. To dużo jak na produkt drogeryjny, ale ja na pewno wrócę do niego nie raz.
2. Żele pod prysznic Original Source. Mimo swojej nazwy jest to produkt polski, firmy Luksja. Pokochałam zapachy, choć oczywiście nie wszystkie. Nie wysuszają (te na zdjęciu), myją i są łatwo dostępne. Trzeba uważać, ponieważ poszczególne wersje różnią się składami. Wersja pomarańczowa to mój ulubieniec zimą, natomiast cytryna idealnie orzeźwia latem.
3. Ostatni produkt to krem z filtrem SPF20, przywieziony dla mnie w prezencie z Wysp Kanaryjskich. Piękny skład, brzoskwiniowy zapach i działanie nawilżające. Czego chcieć więcej? Może po prostu by był dostępny w Polsce. Na to niestety nie mam co liczyć, a szkoda, bo to najlepszy ze wszystkich testowanych przeze mnie.
W kategorii WŁOSY ulubieniec jest tylko jeden:
Maska do włosów z jajkiem, firmy Rosyjska Kosmetyka, dla mnie ideał. Po każdej porażce wracam do niej z podkulonym ogonem. Niestety jest niemal niedostępna na polskim rynku, mam ostatnie opakowanie:( Boję się o życie moich włosów bez niej, bo nie znalazłam nic równie skutecznie nawilżającego i wygładzającego moje porowate włosy.
Ostatnia kategoria, czyli KOSMETYKI KOLOROWE. Przyznam, że tutaj miałam największy problem. Chciałbym wymienić pół mojej rosnącej w strasznym tempie kosmetyczki. Wybrałam te, które najczęściej gościły na mojej twarzy i na dodatek mają fenomenalny stosunek ceny do jakości.
1. Paletka cieni marki Sensique, znanej też jako Pierre Rene. Tutaj numer 102. Cienie umożliwiają wykonanie dwóch postawowych, dziennych makijaży- ciepłego i chłodnego. Kosztują niecałe 10zł, znajdziemy je w każdej Naturze, a ilość komplementów na temat robionego nimi makijażu ostatnio mnie przytłoczyła. Mam też inne palety w odcieniach nude, ale ta jest zdecydowanie najczęściej używaną. Nie miałam innych wersji, na pewno spróbuję, do wyboru również zestawy matowe.
2. Tusz do rzęs 3w1 marki MySecret, znowu będącej dzieckiem firmy Pierre Rene. Kolejny produkt za ledwie 10zł, za to świetnej jakości. Długo się trzyma, wydłuża, pogrubia i świetnie rozczesuje rzęsy. Z wyższej półki cenowej jego odpowiednikiem będzie maskara Avon Infinitize, z tym że tutaj nie mamy problemu beznadziejnego, rozlatujacego się opakowania.
3. Obdarty z napisów korektor Eveline 8w1 rozświetlająco-kryjący. Nie jest to typowy kosmetyk kryjący, natomiast świenie sprawdza się pod oczami. Nie wysusza, przypudrowany długo się trzyma, a przede wszytskim ma na tyle jasny odcień, że nawet bladzioch, zwany mną, może go z powodzeniem używać.
Jeżeli również robiłyście takie zestewienie, dajcie znać w komentarzach, z przyjemnością poczytam. Taki post to świetne źródło informacji:)
Pozdrawiam ciepło
Milka
Nie wiedziałam, że te żele produkuje Luksja ;-) ale niespodzianka ;-) chociaż ja za nimi nie przepadam, bo moją skórę wysuszają ;/
OdpowiedzUsuńW zeszłorocznej edycji limitowanej był żel ze śliwką, skład iście zabójczy:) Te dwa na zdjęciu nie są złe, mnie nie szkodzą, choć też nie pomagają. Swoją drogą nie wierzę w pielęgnacyjne właściwosci żelu pod prysznic. Ma myć i już:)
Usuń