środa, 31 października 2012

Bardzo dawno mnie nie było. Nareszcie uporałam się z przeprowadzką. Już cieszyłam się na odkopanie komputera i zdobycie łącza, a tu bach... Pogrzeb na drugim końcu Polski. Ochłonęłam i dziś przybywam ze spóźnioną włosową aktualizacją.

Nie będę ukrywać, jestem zła. Październik to totalna klapa, więcej reanimacji niż poprawy stanu włosów. Urosły też nieznacznie. Ale najpierw zdjęcie, już w nowym domu:)


Dlaczego jestem zła?
Po pierwsze włosy straciły sporo miękkości i nawilżenia. Niestety winowajca jest jeden- Alterra brzoza i pomarańcza. Ten słynny olejek wysuszył mi włosy, końce są mega rozdwojone, potrzebują obcięcia o dobre 3cm.
Przyspieszacze porostu nie zadziałały prawie wcale. Obecna długość to ok.61,5-62cm, co oznacza niecałe 3cm przyrostu. Dla jednego to dużo, biorąc pod uwagę wrześniowe 5- mało.
 Dość systematycznie piłam siemię lniane, które przyczyniło się jedynie do poprawy stanu mojego żołądka, zero przyspieszenia, nawilżenia, niewiele nowych babyhair.
Olejek z GP z czerwoną papryką zostanie niedługo wspomniany, zmienił rycynowy, do którego chętniej wrócę.
Wcierka samoróbka bardziej pomogła mojej siostrze niż mnie, przygotowuję nową dawkę uderzeniową, stawiam na przyrost, chcę ściąć sporo, a nie stracić długości.
No i jeszcze... Henna Khadi, którą tak chwaliłam:( Wypłukuje się zdecydowanie za szybko, kolor, który widzicie to czerń po 5 myciach... Gdzie ta czerń? Bliżej mu teraz do rudego, ciemnego brązu.

Tych produktów używałam w październiku:


Oleje:
1. Gp z czerwoną papryką, może być, bez rewelacji.
2. Alterra bip, totalna klapa, może wykorzystam do OCM?

Maski i odżywki:
1. Placenta, lekko silikonowa, testuję uważnie, jestem całkiem zadowolona, nie obciąża, odżywia, tylko ten zapach...
2. Joanna naturia b/s miód i cytryna, pięknie pachnie, ładnie nawilża, moja ulubienica w tym zestawie, niestety włosy się do niej przyzwyczaiły, w listopadzie zmieniam na Hegrona.
3. Nivea flexible curls, męczę i męczę, mieszam z Joanną, moje włosy wysusza, a żal mi wyrzucić.
4. Pantene odżywka ochronna d/s, kolejna męczona, na szczęście to już tylko kwestia 2/3 myć, ułatwia rozczesywanie, ale śmierdzi i jest testowana na zwierzętach:(

Mycie:
1. Facelle Fresh, w fazie testów (ten w różowym:))
2. Zdenkowana odżywka Mrs. Potters jedwab i aloes
3. Oczyszczanie Bobini

Półprodukty:
1. Miodek, nawiasem mówiąc czekoladowy, nie smakuje mi, ale na włosy ok:)
2. Gliceryna
3.Agar-agar
4. Nafta


Podsumowując:
+ zmniejszone wypadanie, nareszcie:)
+kilka zużytych produktów
+nowa, miękka woda w kranach- bardziej miękkie i puszyste włosiska

-susza....
-choinki na końcach
-słabszy przyrost
-znowu meeega zakupy... SZLABAN... to już choroba... 


Zapraszam Was serdecznie jutro, post denkowo-planowy, w sobotę mój nowy ulubieniec do pielęgnacji twarzy:) 
Czy tylko mnie nie podoba się październikowa zima? Gdzie piękna złota jesień?



niedziela, 21 października 2012

Laminowanie włosów agarem :)

Bardzo długo nosiłam się z zamiarem przetestowania osławionego na blogach laminowania, jednak sama myśl o żelatynie wywołuje u mnie odruch wymiotny, toteż nie potrafiłabym nałożyć jej na włosy. Pod koniec września, za sprawą cudownego M. stałam się posiadaczką agaru. Toteż zaprezentuję Wam efekty.

Jak przygotowałam mieszankę? Pierwsza próba była zupełnie nieudana, dlatego nie będę o niej pisać, druga za to, byłą niebywale prosta. Łyżkę stołową agaru zalałam trzema łyżkami gorącej wody, i dokładnie rozmieszałam. Uwaga! Agar nie tworzy jednolitej, przezroczystej masy, jest pełen drobnych grudek, których nie sposób rozmieszać. Konsystencja po ostygnięcie jest lekko galaretowata, bardziej zbliżona do kisielu.
Mam wrażenie, że śmierdzi chlorem:)




Później dodałam jeszcze łyżkę maski, w tym wypadku męczonej ostatnio Placenty, nałożyłam na umyte, mokre włosy, złożyłam czepek i podgrzewałam suszarką jakieś 10 minut. Spłukałam po 40 minutach.

Po 9 godzinach włosy wyglądają tak:



Co zauważyłam?
Na plus na pewno to, że mniej się plączą, są bardziej sypkie. Rozprostowały się lekko i wygładziły. Początkowo były spuszone, jednak po około godzinie to minęło. Chociaż przy zmywaniu były szorstkie, to po wyschnięciu nabrały przyjemnej miękkości. 
Niestety nie mam porównania z laminowaniem żelatyną, wiem na pewno, że jeszcze nie raz powtórzę zabieg, jestem zadowolona z efektów.  

Chciałabym Was przerosić, że tak rzadko piszę, w piątek ostatecznie się przeprowadzam, dziś ostatni dzień mam komputer. Swoją drogą to mało przyjemne, kiedy jacyś ludzie oglądają twój dom z zamiarem kupienia go:( Choć cieszę się na zmiany, trudno będzie mi się z nim rozstać. Nie obiecuję poprawy, bo nie wiem, kiedy to się zmieni:( 


środa, 17 października 2012

Pokrótce o walce z łupieżem i przetłuszczaniem.

Sama nie mam takich problemów, myję włosy nieczęsto, a i łupieżu od dawna nie widziałam. Jednak moja młodsza siostra, jako że jest w nieszczęśliwym wieku dojrzewania, boryka się z łupieżem i przetłuszczaniem. Do tej pory jej jedynym "ratunkiem " był napakowany chemią Head&Shoulders.

Watro wspomnieć o tym, że przy okazji jest wrażliwcem i szampony lecznicze czy inne Nizorale bardzo ją uczulają, drapie się jak zapchlony kot.

Postanowiłam zadziałać i nakazałam:
1. Nałożenie olejku łopianowego z czerwoną papryką z GP + naftę kosmetyczną na skalp na pół godziny,
2. Umycie płynem Facelle Sensitive,
3. Codzienne stosowanie wcierki brzozowo-pokrzywowej.

Efekt? Łupież zniknął, O. nadal używa Facelle, nic jej nie swędzi. Włosy może myć co trzeci dzień, do tej pory były nieświeże następnego po umyciu.

Osobiście największy wkład w likwidację łupieżu przypisuję olejkowi+nafcie, a kwestia przetłuszczania to prawdopodobnie sprawka wcierki. Dzięki Facelle unikamy dalszego podrażniania skalpu SLS a co za tym idzie wysuszenia i łupieżu. Mam cichą nadzieję, że nic już się nie zmieni w tej kwestii.

Chciałabym bardzo wciągnąć ją choć częściowo we włosomaniactwo, ale idzie mi słabo. Bardzo słabo. Suszy, szarpie płaską szczotką, nie używa nawet odżywki d/s czy b/s. Ma długie włosy, ale końce są wysuszone i rozdwojone.
Może znacie sposób, jak na nią wpłynąć? Może mieć piękne włosy, musi tylko zechcieć:)
.

poniedziałek, 15 października 2012

Pespiblock Vs Ziaja bloker.

Gdy zaczyna się jesień i przychodzi czas na długi rękaw, sięgam po blokery. Nie lubię tych paskudnych mokrych plam, czuję się mega niekomfortowo, a dezodorant nie radzi sobie z tym w wystarczającym stopniu.

Porównywane dzisiaj blokery obiecują zredukowanie potliwości bez podrażniania, na długi czas. Jak jest?


Na pierwszy ogień:
Perspiblock

Za około 20 złotych otrzymujemy 50ml produktu o wodnistej konsystencji. Byłby bardzo wydajny gdyby nie fakt, że kulka zacina się i produkt wylewa się/ nie można go wydobyć wcale:(
Zapach ma zdecydowanie mało przyjemny, ciężki, czuć go rano mimo wieczornej aplikacji.
I najważniejsze- działanie:
Początkowo jako że był to mój pierwszy bloker byłam zachwycona. Zdecydowanie ograniczył pocenie. Po pewnym czasie wykonywane raz w tygodniu aplikacje dla podtrzymania efektu przestały skutkować. Tu działanie produktu się skończyło. Postanowiłam więc powtórzyć sesję trzydniową i ała... Podrażnienie tak duże, że musiałam o 3 nad ranem wstać i zmyć go. Nie wykonywałam w tym dniu depilacji. Z tego powodu nie kupie ponownie.
Produkt wystarczył mi na pół roku nieregularnego stosowania( mniej więcej raz na dwa tygodnie).

Ziaja bloker

60ml za niecałe 8 złotych to bardzo dobra cena. Również ma konsystencję wody, jednak kulka działa lepiej, produkt nie wylewa się. Ziaja wygrywa również pod względem zapachu-jest właściwie niewyczuwalny.
Niewątpliwie jest też moim faworytem w kwestii działania. Zredukował pocenie do zera i nigdy mnie nie podrażnił. Zdarzało się delikatne swędzenie, ale nigdy tak uciążliwe jak w przypadku Perspiblocku lub Etiaxilu. Na pewno jeszcze u mnie zagości.


P.S Wszystkie opinie i to, co tu zamieszczam to tylko moje zdanie. Nie jestem ekspertem, to bardzo subiektywne. Nie chcę nikogo urazić, przyczynić się negatywnie do podejmowanych decyzji. Staram się tylko przekazać jak najwięcej z własnego doświadczenia i wiedzy. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, oby było ich więcej, pomagacie w ten sposób zarówno mi jak i innym czytającym  :)


niedziela, 14 października 2012

Tasiemiec o farbowaniu henną:)

Wreszcie udało mi się zrealizować plan i wykorzystać zrobiony jeszcze w sierpniu zapas henny. Do farbowania wykorzystałam kolor czarny henny Khadi. Było to pierwsze moje użycie produktu tej marki, do tej pory farbowałam henną z Ukrainy, bliżej nieokreślonego pochodzenia.

Plusów henny jest mnóstwo, minusów jednak też. Wiele w tym wypadku zależy od wyjściowego koloru włosów, a przede wszystkim naszej pielęgnacji.
 Przy tym typie farbowania łamiemy niemal wszystkie zasady pielęgnacji, choć tylko na jeden raz. Przez dwa ostatnie lata wyrobiłam sobie pewną technikę, którą mogę szczerze polecić jako skuteczną.
1. Myjemy włosy szamponem z SLS. To ważne żeby oczyścić włosy z silikonów i umożliwić hennie wniknięcie we włos. Nie używamy odżywek!
2. Rozczesujemy mocno wilgotne włosy. Farbowanie powinno się odbywać na wilgotnych włosach, bez rozczesania dobieranie kolejnych pasm graniczy z cudem.
3. Przygotowujemy hennę . Zalewamy wodą( dla odcieni czystej henny i amli w okolicy 90st., dla barwników z indygo ok.50). Warto dodać odżywki, by uniknąć przesuszu, ale pamiętajmy. by nie zawierała olejów. Dodatek czerwonej papryki zniweluje zielony/niebieski odcień jaki zostawiają ciemniejsze odcienie henny.
4. Nakładamy hennę o konsystencji śmietany, dość rzadkiej, w czasie nakładania dolewamy wody, bo zioła pęcznieją.
5. Pozostawiamy na ok. 2 godziny w cieple, po czym spłukujemy ciepłą wodą. Ostatnie płukanie wykonujemy zimną, by domknąć łuski włosa i zapobiec szybkiemu wymywaniu koloru. Nie używamy żadnych produktów do pielęgnacji.
6. Najdłużej jak to możliwe unikamy mycia włosów, minimum to 24h, u mnie 4-5 dni.

Tak wyglądają moje włosy po farbowaniu we wtorek i pierwszym myciu dziś:



Włoski nie są czarne, raczej ciemnobrązowe ale tego się spodziewałam, biorąc pod uwagę wyjściowy kolor włosów. Kocham efekt wielowymiarowości koloru, nigdy po hennie nie mam jednolitego hełmu, brrr....

Szybkie podsumowani plusów i minusów:
+ogranicza przetłuszczanie włosów przy regularnym farbowaniu,
+wizualnie pogrubia włosy,
+nie tworzy efektu maski,
+wcale nie jest trudna w przygotowaniu,
+nie niszczy włosów,

-może powodować przesusz, ale łatwo temu zapobiec.
-kiepsko dostępna, eld i henny w paście są bardzo słabej jakości.
-włosy do pierwszego mycia barwią wszystko wokół, czarna na niebiesko:)
-na farbowanych wcześniej chemicznie włosach(szczególnie blond) może wyjść zielona:)

I jeszcze jeden drobiazg. Pokutujący mit, jakoby w czasie okresu włosy wychodziły zielone, albo wcale nie łapały to głupota. Ja farbowałam 3 dnia miesiączki:) Nie należy tego robić bezpośrednio przed ani pierwszego dnia:)

Ogólnie polecam hennę Khadi, to najlepszej jakości henna jakiej używałam,choć planuję przygodę z Lush:)

Edit: Nie chcę tworzyć nowego wpisu, więc doklejam tutaj kilka szczegółów.

1. Warto zwrócić uwagę na to, żeby nie uzywać metalowych akcesoriów, mówi się, że to osłabia efekt farbowania. Na wszelki wypadek można się zastosować. 

2. Najlepszy sposób na nawilżenie włosów to dodanie do henny zamiast odżywki np. alg( spiruliny i jej podobnych). Nawilżą włosy, sprawią, że przesusz nie będzie tak widoczny. 

3. Jeżeli kolor okazał się koszmarem, włosy wyszły zielone itp. można hennę z włosów wyciągnąć. Jak? Istnieje na to kilka sposobów, najlepiej wykorzystać wszyskie:)
a) każdy kolor usunie ekstrakt owocowy, zawarty w kosmetykach takich jak odżywka Artiste zielona czy maska Scandic Water
b) silny szampon przeciwłupieżowy(np. Nizoral) pomoże przy każdej pomyłce, jeśli masz problem z zielenią sięgnij po szmpony w odcieniach niebieskiego, zneutralizują barwę. 
c) w przypadku zieleni dobrym sposobem jest użycie koncentratu pomidorowego, nałóż go na kilka godzin i spłucz

4.  Barwniki z Indygo mogą spłukiwać się na różówo/ fioletowo. Sama czasem miewam ten problem i jeszcze nie znalazłam skutecznego sposobu... Dam znać kiedy coś wymyślę:)

poniedziałek, 8 października 2012

Otagowana

Nie wyłysiałam przy ostatniej kąpieli, to nie to:) Po prostu aparat stwierdził, że nie będzie współpracował:)
Mam dla Was ulubieńca miesiąca i parę innych postów, ale najpierw muszę się z nim dogadać:)

Tymczasem odpowiadam na dwa tagi. Pierwszy z nich przywędrował do mnie z bloga Ciasteczko. Dziekuję Ci bardzo:*

7 faktów o mnie
                                                   

1. Jestem kociarą, kocham koty od zawsze, rasowe, dachowce, białe bure, czarne i rude. Każde.

2. Kocham jaszczurki i żaby. To dziwne, wiem. Większość ludzi na ich widok zwiewa, ja mam ochotę pogłaskać.

3. Cierpię na szminkomanię. W kryzysowym momencie uzależnienia miałam ich pewnie ze 30. Dot. zarówno kolorówki jak i ochronnych.

4. Umiem robić na drutach, szydełku, haftować. Babcia mnie nauczyła. Choć nie jestem mistrzynią, wierzę, że kiedyś mi się to przyda.

5. Nie cierpię błędów ortograficznych. Jeżeli np. blogerka notorycznie się myli po prostu mam problem z czytaniem. Poza tym od czego mamy autokorektę?

6. W ciągam książki jak odkurzacz- w wieku 11 lat pierwszy raz przeczytałam 47 tomów Sagi o Ludziach Lodu w tydzień:)

7. Jestem na profilu matematyczno-fizycznym. Na maturze zdaję rozszerzoną biologię, chemię i angielski. Przypadek:)

Taguję każdą blogerkę, która ma ochotę odpowiedzieć:)

Kolejny pochodzi z bloga Kosmetyczne Ewaluacje.
Spodobał mi się, bo jest taki aktualny:) I bądź co bądź może się ciut przydać:)

                         


1. Ulubiony produkt do ust na jesień?
Jesienią zaczynam stosowanie kolorówki na usta. Nie lubię szminek latem. Mój ulubiony kolor to głęboka czerwień lub nudziak. 
2. Ulubiony jesienny lakier do paznokci?
Bardzo podobają mi się odcienie metalicznego granatu lub ciemnej zieleni:)
3. Ulubiony jesienny napój?

Woda z miodem i cytryną. Nie przepadam za herbatą, poza tym nie jest zbyt zdrowa w połączeniu z cytryną.  A ten napój na gorąco jest cudownie słodko-kwaśny i genialnie pachnie... mmm...
4. Ulubiony jesienny zapach/świeca/perfumy?
Czekolada/pomarańcza. Albo jedno i drugie. Weszłam w posiadanie świeczek o zapachu różnych ciastek, czekam tylko na przeprowadzkę:) Pachną niesamowicie apetycznie. 

5. Ulubiony szal, szalik, chusta etc na jesień?
Wszystko co duże i ciepłe, a najbardziej szal przywieziony przez tatę z Pekinu.
6. Ulubiona zmiana w przyrodzie?

Kasztany. Mój tata mawia, że mają w sobie pozytywną energię:) I ile frajdy dla dzieci z tworzenia kasztankowych ludków:)
7. Ulubiony horror, film o duchach, film na halloween?

To chyba najtrudniejsze pytanie:) Nie lubię takich filmów. Najchętniej obejrzałabym dobry musical:)
8. Ulubiony jesienny owoc/potrawa?

Jabłka, śliwki. Ale w tym roku zamierzam spróbować dyni. Ach, no i zupa cebulowa pod pierzynką z sera. Mniam:)
9. Za co przebrałabyś się na halloween?

Za czarnego kota oczywiście. Może to nie straszne, ale posiadam wciąż własnoręcznie uszyty strój:) 
10. Co najbardziej lubisz w jesieni?

Wieczory z kubkiem czegoś ciepłego i pachnącego, pod kocem, z książką. Cudownie:)

W tym miejscu chciałabym zaprosić do udziału:
MintHairr
Ciasteczko
Rudą Szopę
Frombodytohair
Patrycję

sobota, 6 października 2012

A włosy lecą... I lecą...

Ogarnia mnie powoli załamanie... Włosy wypadają jak wściekłe a przyczyny ni widu, ni słychu...
Podejrzewam po cichu żelazo. Recepta już się pisze, od jutra zaczynam suplementację. Jeśli to nie pomoże to chyba wyłysieję do końca. Straciłam prawie centymetr z grubości kucyka :(

Jutro postaram się być bardziej kreatywna. Pod warunkiem, że przy myciu nie stracę wszystkich włosów...

środa, 3 października 2012

Mega haul zakupowy:)

Jak obiecałam tak wrzucam. Oczywiście zapomniałam o paru rzeczach, ale to nic znaczącego:)
Nie zmieściło mi się na jednym zdjęciu, więc będą cztery i nie będę ich opisywać, wspomnę tylko o najciekawszych:)
No to lecimy:



W tej grupce mam m.in. Jantar oraz własnoręcznie zrobioną wcierkę brzozowo-pokrzywową. Mieszka w butelce po Jantarze. Znalazła się tu ze względu na to, ze jest na bazie wody brzozowej- jednego z zakupów:)

 Numer 2:

W tej grupce m.in Isana z babaasu, której jeszcze nie próbowałam i odżywki artiste o pięknych składach. Olejek GP mam właśnie na główce.



Z serii różności czyli masażer(pobudzamy cebulki), nożyczki do walki z końcami, ściereczka do OCM i AGAR AGAR, który właśnie laminuje moje kłaczęta:) Jest tu też kandydat na tytuł ulubieńca miesiąca, ale o nim innym razem:)


A tu napad na sklep zielarski:) Czyli zabawa we wcierki i płukanki:)  Kora dębu, pokrzywa, skrzyp, korzeń łopianu, szałwia i bylica boże drzewko:) Będzie więcej:D

Co by nie było oszustwa: 2-gi obrazek to w większości zakupy wrześniowe, reszta... No cóż, wczorajsze:)
Czy tylko ja jestem taką maniaczką? Może pora na odwyk?
Kiedy ja mam jeszcze tyle pomysłów:(

wtorek, 2 października 2012

Bez weny więc bez tematu:)

Miał być dzisiaj post zakupowy.
Ale się zwyczajnie przestraszyłam:)
Kupuję więcej niż zużywam, mocno więcej, takie jest moje założenie na najbliższe dwa tygodnie.
Za trzy czeka mnie przeprowadzka=brak czasu na zakupy i mnóstwo wolnego miejsca w garderobie na kosmetyczne zdobycze :)
Dlatego pytam: Czy Wy się nie boicie i chcecie zobaczyć haul zakupowy wrześniowo-październikowy?
Jeśli tak-obiecuję jutro:)

poniedziałek, 1 października 2012

Denko sierpniowo-wrześniowe i plan październikowy


W sobotę wybrałam się na basen, spędziłam tam trzy godziny i choć zabezpieczyłam włosy kremem, to wypłukał mi się kolor. Totalnie. Teraz już muszę sięgnąć po hennę...
To może być ciekawy sposób na usunięcie nieudanego koloru :D
Denko dwumiesięczne, bo zwyczajnie zużywam niewiele:) 
Październikowe denko obiecuję bardziej włosowe.

Sierpień:

1. Odżywka Alterra Granat i Aloes- mimo wielu pozytywnych opinii nie przekonała mnie. Nie mogłam wytrzymać jej zapachu:( Właściwie nie zużyłam jej, oddałam siostrze:)
2. Krem do stóp Bielenda, zdecydowanie wolę wersję z prawoślazem, ten pachnie mało zachęcająco.
3. Mgiełka Avon o pięknym zapachu, nie kupię ponownie, bo nie jestem przekonana czy firma ta nie testuje na zwierzętach:(
4.Krem do rąk Johnsons, słabo nawilżał  i jest testowany na zwierzętach, więc nie kupię ponownie.
5. Jedwab Biovax, pięknie pachnie, nieźle wygładza, być może kupię ponownie, na razie mam milion innych do przetestowania:)

Wrzesień:

6 i 7. Olejek rycynowy- aż dwie butelki, jak widać lubię go, nie ograniczył wypadania, ale sprawdził się  na porost, jako odżywka do rzęs i składnik OCM. Na pewno jeszcze kupię, ale nie w tym miesiącu.
8. Wcierka Jantar, spory zawód jeśli chodzi o działanie, w butelce mieszka wcierka samoróbka, kupię ponownie, a nuż zadziała:)
9. Heat Beyonce, uwielbiam ten zapach, ale nie kupię, Coty testuje na zwierzętach:(
10. Podkład do skóry wrażliwej Lirene, polubiliśmy się, ale nie kupię ponownie, wciąż szukam swojego KWC w tej kategorii:)

Plany październikowe:
1. Codzinnie pić siemię lniane.
2. Październik miesiącem bez silikonowych zabezpieczaczy, czyli ograniczam się do odżywki b/s.
3. Uzupełnię zapasy korzystając z Rossmannowych promocji i przypływu gotówki, bo ostatnie dwa tygodnie września minęły pod znakiem zakazu zakupów:)
4. Walczę z wypadaniem wcierką samoróbką i olejkiem GP
5. Systematycznie podcinam rozdwojone końce, ale staram się zachować przyrost.
6. Wykonam laminowanie, wczoraj dostałam od M. agar, biorę się do roboty:)

Trzymajcie za mniej kciuki, dajcie znać jeśli interesuje Was recenzja któregoś z produktów:)
Dołączajcie do akcji MintHairr, siemię może nam przynieść mnóstwo pozytywnych efektów, zapisy trwają do czwartku.
Pozdrawiam Was cieplutko w pierwszym dniu października popijając siemię:)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popularne posty